A o tuż to, że wypalam się fizycznie i psychicznie...już mam totalnie dość. Czego? Chorowania. Moje dzieci chorują, chorują, chorują i końca nie widać. Teraz na dokładkę doszła nam chora babcia i tak kisimy się w domu, cztery baby kłócąc się, przepychając i zderzając w kuchni. Co tym razem? No tego jeszcze nie było...od kilku dni Zośkę złapało jakieś ohydne ropne zapalenie spojówek( biedne dziecię przez dwa dni ledwo na oczy widziała, bo tak się jej sklejały strasznie) Do tego kaszel, katar i tak razy dwa( od dziś już trzy). Tak więc policzyłam dziś, że wykonuję ruchy łyżką do ust dziewczyn ok trzydzieści razy dziennie( 3 x dziennie po 5 łyżek ustrojstwa każda), do tego dochodzą krople do nosa jakieś dziesięć razy dziennie, gonitwa z Fridą za młodszą, zapasy ze starszą i kroplami do oczu i tony chusteczek!!!! Jestem wyczerpana.... Na pocieszenie nastawiłam ciasto na piernik staropolski z przepisu Tatter, a z kilku łyżek ciasta i dodanej mąki pozwoliłam tej ledwo widzącej powycinać ciasteczka. Niech ma coś z życia.
p.s Apel do Królowej Śniegu : Przybądź do nas i powybijaj te zmutowane wirusy!!!. Chyba pierwszy raz marzę o mrozie !