niedziela, 24 lutego 2013

She's right here!

Nareszcie Jej stopy stanęły na naszej podłodze. Trafiła na nasze złe dni ale tak myślę sobie teraz, że właśnie tak miało być. Znalazła się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Cieszę się, że jest i staram się radować tym wspólnym czasem. Opowiada o życiu tam, o trudnych warunkach, w których mieszkają( mała jednoizbowa chatka z toaletą i prysznicem na zewnątrz w drugiej małej chatce to są dla mnie trudne warunki!!!) , o strasznie otwartych ludziach, którzy ich otaczają, o jej miłości i małżeństwie z drwalem :) o tych górach, z których widoki zapierają dech w piersiach. Każda nasza wspólna godzina jest dla mnie teraz na wagę złota. Ale wiem, że za chwilę znów wyjedzie tak bardzo daleko, do miejsca kompletnie nieosiągalnego dla nas.  No niech sobie tam wije gniazdko skoro jest szczęśliwa. Może kiedyś.... może za ileś tam lat zbierzemy się i też tam polecimy?
p.s Trochę na siłę zarządziłam już wiosnę u nas domu. Sadzimy rzeżuchę i robimy wiosenne porządki. Postanowiłam pozbyć się wielu rzeczy po dziewczynach, niektóre jeszcze nowe z metkami, które hurtowo kupowałam by kiedyś komuś podarować i tego nie zrobiłam. I tych których ja już też nie noszę chociaż są jeszcze w świetnym stanie. Zajrzyjcie TU , może coś wypatrzycie.
Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie i słowa otuchy pod poprzednim postem. Nie lubię mówić i pisać o takich rzeczach. Ale dusić w sobie też nie umiem. Dzięki, że mogłam to napisać a Wy napisałyście jeszcze więcej...


piątek, 22 lutego 2013

Up and down

Kolejny post miał być o Hankowych grach. Ale będzie inny... Wczoraj byłam zła, przez łzy rzucałam czarnymi myślami. Dlaczego teraz? Dlaczego On? Co teraz będzie? Dziś już tylko dopadła mnie bezradność wobec nieprzewidywalnego losu. Akurat my z mężem należymy do osób, które nie są z natury pesymistami. Staramy się żyć chwilą i budować jakąś tymczasową rzeczywistość, niezbyt przejmujemy się tym co będzie za dziesięć lat. Staramy się przeżywać życie przyjemnie i nie załamywać się głupotami. Ale można się wkurzyć gdy nagle coś lub ktoś tą rzeczywistość psuje, rujnuje, każe natychmiast zmieniać plany na jutro i rezygnować z tego co już się wypracowało.  Szczególnie, że teraz trzeba myśleć za czterech. Jakieś dwa tygodnie temu z przykrością słuchałam opowieści koleżanki, że mąż stracił pracę. Współczułam im. Dziś to ja potrzebuję waszego współczucia... Ciekawie nie jest. Ja nie pracująca, On nie pracujący. "Mały"( mały w porównaniu do innych) kredyt w kieszeni. Ale....Musi być dobrze. Na pewno. Mąż nie głupi - jakoś sobie poradzi, a i może mnie sytuacja zmobilizuje w końcu do działania i zrealizowania marzeń. Trzeba to wziąć na klatę. Wczoraj zła byłam, że tak nagle tracimy grunt pod nogami. Ale dziś wiem, że "nikt nie umiera" i zawsze może być gorzej. Tfu, tfu!  Czeka nas sporo pracy, trochę nerwów, wyrzeczeń i zaciśnięcie pasa. Trzymajcie strasznie mocno kciuki bo sądząc po tym co się dzieje teraz na rynku pracy może to trochę potrwać. 
Po przeczytaniu tego co napisałam wyczuwam z tekstu spokój. Chyba wyżyłam się kulinarnie piekąc brownie z suszoną śliwką z książki Elizy Mórawskiej i jakieś 50 rogali marchewkowych z TEGO przepisu na Dzień Babci i Dziadka u Zosi w przedszkolu. 
Jednak na jutro wyczuwam wahania nastroju, duszę to w sobie a tak naprawdę wkurzają mnie ludzie od których jestem uzależniona, którzy wykorzystują moje słabości, wkurza mnie myśl, że wciąż się o coś staramy z mężem i nie ma momentów wytchnienia...Wkurza mnie ta zima. Pragnę wiosny!
Jak widzicie trwa gonitwa myśli... w trybie sinusoidalnym...up and down.  
Na pocieszenie moja ulubiona ostatnio piosenka. Nie nudzi mi się od tygodni :

środa, 20 lutego 2013

O spotkaniu blogerów

To już czwarte spotkanie organizowane we Wrocławiu. Tym razem będzie się działo bo jest to spotkanie dla wszystkich blogerów z całej Polski.
Ja żałuję bo nie będę mogła się stawić, mam już inne plany, ( p.s sprawczynią tych planów jest pewna żona z Alaski :P ale o tym kiedy indziej... ) ale gdyby ktoś miał ochotę uczestniczyć w tym wydarzeniu zapraszam w imieniu Tomka Kudły i Bartka Idzikowskiego ze studiumprzypadku.com . Zapisy wciąż trwają... A mi pozostaje tylko żałować i czekać na kolejne spotkanie.

Szczegółowe informacje :  Reklamowe pogaduchy blogerów #4 
I jeszcze tu :  Blogerzy zawładną Kinem Nowe Horyzonty
A zapisy poprzez aplikację : http://bit.ly/ZapiszSięNaPogaduchy



poniedziałek, 18 lutego 2013

Te pierwsze razy...

Sięgamy po coraz to poważniejsze tematy...
W takich momentach Nas- rodziców rozpiera duma, że One chcą, nie boją się i chętnie próbują, mimo niepowodzeń. Podchodzimy do każdych nowości na luzie, nie zachęcamy za dużo, nie zmuszamy mimo wydanych pieniędzy. Decyzja czy chcą spróbować należy do Nich.
I tak oto pierwszy raz na łyżwach zaliczony. 
I był bardzo udany choć Tato dziewczynek zszedł z lodowiska z mocnym bólem pleców. Godzina spędzona w zgiętej pozycji dała mu się we znaki. A Starsza Siostra mocno Nas zaskoczyła swoją odwagą i determinacją. Przyznaję się, że nie liczyłam na wiele z jej strony w temacie łyżew ale teraz wiem, że powinnam mocniej w Nią wierzyć!

czwartek, 14 lutego 2013

środa, 13 lutego 2013

Poranek Panny Hanny

Panna Hanna co dzień rano buzię lekko ma zaspaną
Wciąż jej mało tego spania, lecz się budzi. Chce śniadania
Mama wita ją z uśmiechem robiąc ulubioną jajecznicę z pośpiechem
Hanna zjada ją ze smakiem jakby była małym psiakiem
Nie grymasi, nie marudzi bo wie, że nie będzie się dziś nudzić
Myje ząbki i oczęta tak jak to robią inne dziewczęta. 
W swej piżamie bawełniastej biega nawet do dwunastej...

poniedziałek, 11 lutego 2013

Z przymrużeniem oka : kameleon.

Tylko się nie śmiejcie.... Dziś rano Ona ( nasza osobista Roszpunka) oszalała ze szczęścia. Miło jest spełniać marzenia  p.s Wszelkie rysunki by Mąż
 A jutro my - dziewczyny bawimy się na balu.

 

niedziela, 10 lutego 2013

Weekend i nowości czytelnicze.

Czujecie już wiosnę? Ja odrobinę. Koniec ferii jakoś zawsze kojarzy mi się z końcem zimy, mimo iż nie często od razu po feriach robi się ciepło. Tęskno mi do wiosny... chociaż w planach mamy jeszcze zimowy wjazd ( i oby w górach był jeszcze śnieg bo mamy ambitne sportowe plany !!!)
 Nie lubię tego przejściowego okresu, kiedy śniegu nie ma, wszystko jest szare, bure i  błotniste. Z placu zabaw w parku nie da się jeszcze korzystać a spacerować godzinami też się nie chce. Szukamy wtedy alternatyw : plac zabaw w centrum handlowym ( dziewczyny zachwycone, rodzice jakoś mniej tym dzikim tłumem), robimy wycieczki do babci autobusem ( tak, żeby za bardzo się za nami nie stęskniła), wpadamy do Muzeum Narodowego na ostatnie piętro ( gdzie niestety ciężko dziewczynom się powstrzymać od dotykania wszystkiego, więc Panie pilnujące nie mają zbyt wesołych min- ale wciąż pracujemy nad tym. )
Jako, że ostatnie tygodnie przedszkole Zosi świeciło pustkami wszystkie imprezy wcześniej już planowane zostały przesunięte na inny termin. Przed nami wciąż bal przebierańców ( Młodsza Siostra również została zaproszona więc i ja też tam będę :)) i Dzień Babci i Dziadka. Zosia nie była dla mnie zbyt łaskawa w tym roku. Dosłownie jakieś trzy tygodnie temu przyszła i oświadczyła, że ona jednak Pippi na balu nie będzie...i że chce być Roszpunką!!! Zaskoczyła mnie całkiem gdyż nie miałam bladego pojęcia jak ta długowłosa ( jak się później dowiedziałam) niewiasta nawet wgląda. Szybko zdobyłam potrzebne mi informacje i właśnie zaraz odpalam maszynę i siadam do szycia Pascala- małego zielonego kameleona, towarzysza blondwłosej piękności :P.

Na naszej półce czytelniczej pojawiło się też kilka nowości, o których warto opowiedzieć.
Po pierwsze po przeczytaniu wszystkich przygód Pippi sięgnęłam po kolejną książkę Astrid Lindgren "Mio, mój Mio". Zdecydowanie książka jest dla dzieci starszych. Ja jestem nią oczarowana, bo nigdy wcześniej jej nie czytałam. Opowiada historię chłopca o imieniu Bo. Chłopiec jest sierotą, wychowują go opiekunowie, którzy są dla niego dosyć nieprzyjemni, dokuczają mu, sugerują, że świat byłby lepszy bez niego, upokarzają go. Pewnego dnia magiczne okoliczności sprawiają, że trafia do Krainy Dalekiej, gdzie królem jest jego własny ojciec a jego prawdziwe imię to Mio. Ale i ta cudowna kraina naznaczona jest cierpieniem. Dzieci porywane są przez okrutnego rycerza Kato. Mio jest tym, który ma misję ocalenia dzieci przemienionych w ptaki. Nie doszłyśmy jeszcze do rozdziału gdzie mowa jest o okrutnym Rycerzu Kato, którego opisy są naprawdę przerażające. Waham się wciąż czy dojdziemy. Mimo iż dobro wygrywa ze złem i historia kończy się szczęśliwie mam wrażenie, że moje dziecko jeszcze nie jest emocjonalnie przygotowane na tą książkę.
Warto sięgnąć jednak po książkę  "Zwyczajny dzień" Katarzyny Zimmerer. Cytaty i filozofia Janusza Korczaka przełożona na język wpółczesny w najprostrzej formie opowiadania. Uważam, że to książka i dla dzieci i dla dorosłych. Dzieciom ukaże i pozwoli zdefiniować to co się z nimi dzieje w środku w wielu codziennych sytuacjach. Nam dorosłym otworzy oczy na to czego jeszcze nie wiedzieliśmy o świecie uczuć dziecka.
"Książka opowiada historię ośmioletniego Szymka mieszkającego w domu z rodzicami, trzyletnią siostrą Hanką i babcią, chodzi do szkoły, odrabia lekcje, bawi się z kolegami, czasem chce być piratem, a czasem jastrzębiem. Dorośli nie zawsze się domyślają, jak naprawdę się czuje w codziennych sytuacjach – gdy zatapia się w marzeniach, gdy musi ustępować Hance, gdy nie wie, co odpowiedzieć na zaczepki kolegi, gdy pan od WF-u nie zauważa jego sportowych sukcesów, a gniewa się za przepychanki przy grze w dwa ognie, gdy pani od matematyki obniża ocenę za zeszyt pobazgrany przez siostrę, nie doceniając rozwiązanych zadań, gdy wychowawczyni nie pozwala pomalować klasowej dekoracji na fioletowo, gdy nie udaje mu się przypilnować psa, który rozkopuje grządki… Szymek nie chce, żeby dorośli go krytykowali, karcili i zawstydzali tylko dlatego, że są dorośli, a on jest chłopcem, który ma swoje pragnienia, pomysły i obawy i nie zawsze wie, jak o nich powiedzieć.
  -  Przejmująca to książka. Pokazuje mnóstwo prostych sytuacji, które wystawiają na szwank dziecięcą wrażliwość. Fragmenty dzieł Korczaka dobrane są bardzo dobrze - celne słowa Starego Doktora, mówiącego głosem dzieci, mocno zapadają w pamięć. Ta opowieść to cenna pozycja w kończącym się Roku Korczakowskim. Dla dzieci, żeby im powiedzieć "masz prawo" i dla dorosłych, żeby powiedzieć "masz obowiązek". Masz obowiązek zamienić złą zwyczajność w dobrą. (Alicja Szyguła, Ryms.pl)
- Ten dwugłos - Stary Doktor i narrator „Zwyczajnego dnia” - uświadamia, że szacunek dla dziecka i jego zrozumienie nie stały się bynajmniej normą. Od Korczaka ciągle się zatem trzeba uczyć. Katarzyna Zimmerer niezwykle wnikliwie pokazuje osamotnienie małego człowieka w świecie dorosłych i pychę tych ostatnich, wyrastającą z ich przewagi fizycznej nad małoletnimi czy nabytej z latami mądrości życiowej.(Małgorzata Kąkiel, Nowe Książki)
- Katarzyna Zimmerer „przełożyła" fragmenty pism Korczaka na literacką fabułę - we współczesnych realiach i prostym językiem dzisiejszego ośmiolatka opowiedziała o uczuciach dziecka.(Joanna Olech, Tygodnik Powszechny)" 
( źródło : www.ksiazka.net.pl)
Dobranoc.

sobota, 9 lutego 2013

Pokój najmłodszych

Wspólny.
Chyba najważniejsze w całym tym wspólnym przedsięwzięciu było pogodzenie dwóch totalnie różnych charakterów i osobowości. Starsza Siostra : mól książkowy, zapatrzona w różowy kolor, sercem czuje się księżniczką choć jest raczej normalną dziewczynką, od jakiegoś czasu wykazuje cechy "klamociary" i wszystko zbiera. Młodsza Siostra uwielbia zielenie i błękity, jest opiekuńcza i musi mieć pod ręką zawsze jakiegoś "dzidziusia". Uwielbia zwierzęta. 
Pokój, mimo iż miał być z założenia biały, kipi kolorami. Kolorowa tapeta Bamboletto jest chyba jednym z ważniejszych jego elementów. Zabawkowa kuchnia, która powstała rękoma rodziców, przerobiona ze starej szafki wciąż służy i bawi. Chociaż wymaga ona już lekkiego odświeżenia. Kolejną rzeczą, która czekała od wakacji jest różowa szafa  przerobiona również ze starej szafki. Dodałam tylko nogi oraz koronę zrobioną z dwóch elementów znalezionych na giełdzie staroci. Brakuje niestety uchwytów ale wciąż nie znalazłam tych idealnych. 
stara szafka, z której powstała różowa szafa
Prawda jest taka, że ten pokój wciąż się zmienia, jego wystrój zależy od tego co dziewczyny aktualnie czytają, czym się bawią i co robią w wolnej chwili. Wszystkie nieużywane zabawki ukryte są w dwóch ębokich szufladach pod oknem.
Być może na wiosnę w miejscu kuchni stanie stara szkolna ławeczka, która ukryta w czeluściach piwnicy ( wciąż nie skończona!, mam w stosunku do niej wyrzuty sumienia jak stąd do  Ameryki) w końcu ujrzy światło dzienne.
I  jeszcze "zbieractwo" Starszej Siostry :)
p.s ma jeszcze ukryte pudełko ze skarbami ale tam to już naprawdę nie może nikt zaglądać :)

czwartek, 7 lutego 2013

Dzień pączka


Dzień pączka u nas był już wczoraj. Będzie też i dziś... I mimo iż słodyczy w tygodniu grzecznie nie jemy z pączkami zaszalejemy :P Dziś smażyłam ( wciąż wszystko cuchnie olejem :)) z naszego ulubionego przepisu.( najbardziej ulubiona jest jego prostota i mała ilość składników) Pisałam o tym już kiedyś, jakieś trzy lata temu. O TU. Miały być hiszpańskie pączki z dziurką ale pękła mi szpryca i radziłam sobie jak mogłam. Ale na szczęście tu wygląd się nie liczy, tu się licz smak!!!. A pączki są przepyszne, szczególnie te nasze, z pomarańczowym  lukrem. Mhmmm... Ciekawe ile pączków dzisiaj zjecie?

Chciałam jeszcze podziękować Asi( zajrzyjcie do JIMgirls) za niespodziankę, którą nam zrobiła. W imieniu Zosi i Hani dziękuję za te piękne fartuszki. Są idealne.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...