czwartek, 24 maja 2012

Kura domowa i kompoty na kłopoty

Noszę z dumą i wypiętą piersią. Jestem kurą domową. Z wyboru! Lubię ten czas ...a myśl, że kiedyś będzie inaczej ...aj nie chcę nawet myśleć. Cieszę się dniem dzisiejszym. Dziś jest cisza, spokój, dziecię śpi, ptaki śpiewają,a nawet mam róże w dzbanku ( bo dziś imieniny mam) i zero kłopotów. Ale gdyby ktoś potrzebował czegoś na kłopoty ... proszę bardzo kompoty! Np taki kompot rabarbarowo- truskawkowy w sam raz na upalne dni. Gotujemy 2l litry wody, wrzucamy pokrojone na mniejsze kawałki 4-5 gałązek rabarbaru( ze skórką), dodajemy garść truskawek i gotujemy ok 20-30min. Na końcu dodajemy cukier( ilość wg upodobań) i kilka kropel cytryny. Chłodzimy i gasimy pragnienie ze smakiem :)
P.s Kura domowa zakupiona a łódzkim sklepie Pan tu nie stał. Została zakupiona na miejscu w Łodzi, a na stronce niestety jeszcze jej nie ma. Ma się pojawić wkrótce...Mam jeszcze ukochaną Zołzę i Działka Moje Hobby. Śledźcie ich na facebooku, myślę, że tam najprędzej pojawi się informacja kiedy koszulki będą dostępne. Kury domowe łączmy się :)

wtorek, 22 maja 2012

Bule

Ten weekend był cudowny : pogoda rozpieszczała, znajomi zapraszali i grillowali. Dzieci tylko trochę marudziły ale dopiero ok o 22 więc miały prawo. Wyjeżdżaliśmy codziennie poza Wrocław, cieszyliśmy się cudownymi widokami i urzekającą zielenią. Odbyła się również premiera różowej piaskownicy w  naszym ogrodzie ( zdjęcia wkrótce). Dziewczyny grały w bule i naprawdę bardzo spodobała im się ta gra. Bardzo łatwo samemu można skomponować taką grę zbierając różne małe piłeczki lub inne przedmioty i próbować trafić jak najbliżej celu.  Radość z wygrywania jest bezcenna a nauka przyjmowania porażki z godnością równie potrzebna :)
Ten weekend był prawie idealny. Prawie... przecież ideały nie istnieją :) Jedna chwila,  krótka wymiana zdań z osobą tej samej płci, zakończona trzaśniętymi drzwiami pozostawiła niesmak. Grrrr.

środa, 16 maja 2012

Zet Zet

..czyli Zimna Zośka. Co roku wciąż się sprawdza, ten dzień chłodniejszy od pozostałych... "Jakie chcesz ciacho?" - zapytałam Zośki. "Różowe"- rzuciła w biegu. Po co pytałam? Wiedziałam jaka będzie odpowiedź. Mam jakieś podejrzenia szalone, że w mym dziecku to różowe serce raczej bije niż czerwone. Tak więc na szybko powstał różowy torcik z galaterką, wiśniami i bitą śmietaną. Sąsiedzi się zeszli, torcik zjedli, godzinkę z hakiem w zimnie wytrzymali i było po wszystkim. Ale zadowolenie i duma dziecka będzie trwała jeszcze z kilka dni... A i prezenty wymarzone ( czytaj w reklamie wypatrzone) zostały spełnione. Także dziecię z syrenką sobie śpi, a wróżka gdzieś tam w kącie leży już... Niech ma! Niech wie, że marzenia się spełniają. 


sobota, 12 maja 2012

Laurka dla Taty

Mama pomogła literki napisać i włosy wszyć w kartkę :) Resztę panna Zofia opracowała sama.

czwartek, 10 maja 2012

Chwila jak słońce po deszczu

Uwielbiam tę chwilę, to uczucie kiedy bardzo mi się nie chciało a nagle znowu mi się chce. Gdy po uczuciu apatii, stagnacji i utkwienia w miejscu następuje uczucie mocy, wielkiej energii i radości. Radości z rzeczy najprostszych : jak widok pluszaków suszących się na sznurze, smak babeczki z rabarbarem czy szeroki uśmiech dziecka.
Tak zdecydowanie od kilku dni czuję w sobie duże pokłady energii. I mam zamiar dobrze ją wykorzystać. Trochę ruchu dla ciała i kurs szycia na maszynie dla ducha. Ot co zrobię.

poniedziałek, 7 maja 2012

Jakaś dziwna aura...

... bardzo mroźna i wietrzna zaskoczyła nas nad morzem. Tak wiem, prawie wszyscy majówkę będą wspominać jako tydzień leniwy i upalny... tym czasem w Pobierowie było naprawdę zimno i okropnie wiało. 13-15 st.C. Nooo raz nawet 17 st.C. Także dwa polary, kurtki i czapki to była konieczność. Plaża owszem cudowna, hipnotyzująca i prawie pusta o tej porze roku. Ale głowy urywało. Ta słynna dawka jodu dzieci nie uzdrowiła, a niestety niesprzyjająca aura ich zdrowie pogorszyła. Nie ma jednak co narzekać... plażowanie było, wędzone jeszcze ciepłe rybki były, gofry były i był las. Las cudowny. Jestem zachwycona Pobierowem. Wszystkie pensjonaty i knajpki wyrastają pośród drzew. Nie ma pustych gołych uliczek. Wszędzie las. Osobiście uwielbiam las i spacery leśne chociaż odkąd pamiętam las budzi we mnie uczucie niepokoju a nawet strachu( sama nie wiem czemu). Uciekaliśmy przed wiatrem do lasu a był dla nas miejscem obserwacji roślin i owadów. I to przez lupę :) 
p.s Jak miło było po powrocie wygrzać się w ogrodzie. Bo chociaż Wrocław chwilowo bardzo deszczowy to i tak ciepło :) Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.
p.s 1 Pamiątkę żeśmy przywieźli znad morza w postaci zapalenia oskrzeli. I to Zośce właśnie się trafiło. Ech.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...