środa, 19 marca 2014

Nowa strona. Wytłumaczę się.

Choć jeszcze wymaga poprawek, choć muszę pousuwać w przeniesionych wpisach akapity, poprawić zdjęcia i tagi na zdjęciach... to już Wam ją pokazuję. Bo ja już się nie mogę doczekać i pewnie Wy też nie.  
Od dziś mojego bloga możecie śledzić pod adresem mamaizonabyc.pl.  To dla mnie całkiem nowa sytuacja, nie dość, że własna domena, przenosiny z blogspota na wordpress i jeszcze w dodatku białe tło :P Wciąż mozolnie ale efektywnie pracuję nad wyglądem bloga, ale nie zdziwcie się jak coś jeszcze się zmieni, bo się rozmyślę :) 
Zauważycie, że wiele się zmieniło. Nie wiem czy pamiętacie jeszcze ale prowadziłam jakieś 3 lata temu takiego bloga : mamanadieciebezmlecznej.blogspot.com, oraz od początku remontu naszego mieszkania takiego : inmyeclecticmind.blogspot.com. Oba blogi były jakby dodatkowe i nigdy tak naprawdę nie miałam wielkich planów z nimi związanych. Ale lubię je i miałam wtedy taką właśnie potrzebę by powstały.  
Blog o przepisach bezmlecznych miał być dawno usunięty ale w końcu zostawiłam go w sieci by inne mamy mogły korzystać z tego co tam kiedyś wymyśliłam. W między czasie odpowiadałam i odpowiadam do dziś na pytanie, które dostaje na maila dotyczące produktów bezmlecznych i skazy białkowej. Nie jestem wielkim ekspertem w tym temacie, ale korzystając w własnego doświadczenia cieszę się, że mogę pomóc innych mamom. Dlatego postanowiłam przenieść wszystkie przepisy, które powstały w mojej kuchni do zakładki PRZEPISY BEZMLECZNE i pozwolić innych wciąż z nich korzystać. Kto wie może jeszcze kiedyś dorzucę do tej zakładki coś nowego. 
Blog o naszym mieszkaniu tak naprawdę od początku mógł być częścią tego. Bo przecież to ważna cześć naszego życia ale nie chciałam Was tu zamęczać remontowymi wpisami. Teraz już jest po remoncie więc myślę, że nie obrazicie się jak od czasu do czasu na blogu znajdzie się kilka zdjęć z urządzania mieszkania. Zajrzyjcie do zakładki NASZ DOM 
Została jeszcze jedna rzecz. Napisałam wspólnie z innymi kilka tekstów na blogu Klub Mam Kosmitek, zakładając jednocześnie fanpage'a na facebooku. Był to projekt wymyślony na fali kilku moich wpisów na blogu i dziś wiem, że nie był konieczny. Znów wydawało mi się, że to nie są tematy na mojego bloga, a chciałam gdzieś znaleźć dla nich miejsce. Mam w planach usunąć i blog i fanpage ale jeśli kogoś zainteresuje konwencja i pomysł tego projektu to chętnie odstąpię do niego dostęp. Jeśli nie to usunę go wkrótce, a teksty tam napisane będzie można znaleźć na moim blogu.  
Co jeszcze? Może to, że smutno mi trochę rozstawać się z blogspotem. Byłam do niego mocno przyzwyczajona i lubiłam jego prostotę. Mam nadzieję, że zaakceptujecie mój wybór i będziecie śledzić i czytać nas dalej pod nowym adresem. Przypominam też, że Mamą i żoną być zaistniało na facebooku gdzie można na bieżąco śledzić nasze nowe wpisy. 
To co? Do zobaczenia pod nowym adresem. 



niedziela, 16 marca 2014

A w czasie zmian : Powstał fanpage!

Zmiany wciąż trwają. Przyznaję się, że sama nie spodziewałam się, że tak długo to potrwa. Dałam sobie kilka dni ale wciąż nie jestem gotowa by wystartować z nową stroną. Wszystko jest takie nowe, a ja uczę się tego od podstaw. Jestem za to gotowa i całkiem psychicznie pogodzona z tym, że  blog Mamą i zoną być zaistniał na "fejsie" i serdecznie zapraszam Was do polubienia mojego fanpage'a. KLIK. Tam też będę informowała Was na bieżąco ( już szykuję nowy wpis na nowej stronie bloga) jak mi idzie. 
Z tych bardziej smutnych rzeczy to to, że jest to moje pożegnanie z blogspotem. I choć w ciągu tego całego tygodnia dziesięć razy żałowałam tej decyzji, to nie poddaję się i powoli zaprzyjaźniam się  z nową stroną. Blog jeszcze przez jakiś czas zostanie, a później nastąpi przekierowanie na nowy adres. Ale jeszcze się tym nie martwcie. Jeszcze nie teraz. 
No to co? Zapraszam na naszego facebooka! KLIK. 
p.s popsułam niechcący mój stary szablon tutaj. 

środa, 12 marca 2014

Zmiany!

Nachodzą zmiany. Niech się nie zdziwią bałaganem Ci, co zajrzą na bloga przez kolejne dni. Wpisu nie będzie. Będą za to eksperymenty i mam nadzieję, że satysfakcjonujący efekt końcowy! Proszę o cierpliwość! 

sobota, 1 marca 2014

Audiobook i w drogę!

Zaczynam doceniać książkę, której można posłuchać zawsze wtedy kiedy nie ma miejsca lub czasu na jej czytanie. Co więcej jeśli z radością co rano moje dzieci wskakują do samochodu bo wiedzą, że Tato włączy "Klarę" czy inne czytadło to już w ogóle jestem z siebie dumna, że sięgnęłam kilka miesięcy temu po jedną z płyt. Zaczynamy powiększać naszą kolekcję audiobooków o coraz to nowe pozycje gdyż córy me łakną nowych samochodowych historii. I choć kochamy wspaniałe książki ponad wszystko ( bo przecież są jeszcze ilustracje, bo można pomacać, powąchać i przytulić) słuchane czytadła też są na topie.

Nasza przygoda z audiobookiem zaczęła się od Basi, którą dobrze już znamy i lubimy czytać. Opowiadania po 10-12 minut czytane przez Marię Seweryn. Idealne by przedostać się na drugą stronę miasta z domu do przedszkola. Potem przyszedł czas na Ciekawskiego George'a ( czyta Piotr Warszawski) co w komplecie z książką był. Pojawił się ukochany Detektyw Pozytywka ( czyta Krzysztof Tyniec) i był hitem przez wiele, wiele tygodni. Pojawiła się również inna historia Grzegorza Kasdepke , która nas rodziców wprawiła w lekkie w osłupienie bo" Horror czyli skąd się biorą dzieci" czytana przez Zbigniewa Zamachowskiego naprawdę tłumaczy dokładnie skąd się biorą dzieci :) Więc kiedy spokojnie jedziemy sobie przez miasto a tu nagle o rosnącym siusiaku, który wchodzi do siśki mowa...no każdy ( rodzic!) by się zdziwił. Moje dziewczyny przyjęły tę informację bez zbędnych pytań i ekscytacji wszak słowo siusiak czy siśka są już im dobrze znane ( i wcale nie w domu takie słowa powtarzamy... tylko w przedszkolu takie rzeczy :))
Ale już absolutnym strzałem w dziesiątkę okazała się Klara. Nigdy wcześniej nie trafiliśmy na książki o przygodach Klary i jej młodszego brata, które wydaje Wydawnictwo Tatarak . Opowiadania są krótkie( 5-6 min) i bardzo dowcipne. Chichoczemy często całą rodziną. Moje dziewczyny nie mogły się nadziwić, że Pani która czyta jest tak w stanie zmieniać głos by stać się Klarą, bratem, mamą, tatą, wujkiem Tonim czy gadającą papugą Pipo. Szczerze polecamy książki " Ja i moja siostra Klara" oraz " Ja, Klara i zwierzaki".  

Na stronie Wyd. Tatarak można pobrać fragmenty obu audiobooków. Pobierzcie i posłuchajcie:   
Tort z " Ja i moja siostra Klara"  KLIK
Choroba Wąchacza z "Ja Klara i zwierzaki" KLIK
My tymczasem udajemy się na tydzień w góry. Śniegu już pewnie nie zobaczymy, przywitamy za to wczesną wiosnę w pięknych okolicznościach przyrody. A na drogę mamy nowego audiobooka :" Wesoły Ryjek" Wojciecha Widłaka. Coś czuję jednak, że Klary nic nie przebije! 

czwartek, 27 lutego 2014

Dzieci w sieci

W czwartek 6 marca na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego w ramach Social Media Day Poland odbędzie się konferencja " Kids, czyli obecność dzieci w sieci", pierwsza konferencja poświęcona obecności dzieci w mediach społecznościowych. Temat jakże na czasie i ważny w dobie nowych technologii oraz wszechobecnych internetów. 
Czy dziecko jest bezpiecznie w sieci? czy my( rodzice) podchodzimy odpowiedzialnie do kwestii korzystania najmłodszych z internetu ? czy uczymy ich samokontroli czasowej? jaki wpływ na nasze dziecko mają reklamy? Na te i inne pytania postarają się odpowiedzieć zaproszeni goście. Spójrzcie na program konferencji!!!
Udział w konferencji jest bezpłatny ale miejsca są ograniczone. Dlatego kto pierwszy ten lepszy. Start godzina 17. 



wtorek, 25 lutego 2014

Spotkanie mam blogujących.


Tak. Od czego zacząć? Być może od tego, że kiedy światło dzienne ujrzała lista mam blogujących, które wezmą udział w spotkaniu uświadomiłam sobie, że łącznie z organizatorkami to jakieś 20 pozycji z listy jest mi kompletnie obcych. W głowie mi się zakręciło na samą myśl o milionach blogujących mam i myśląc sobie jak strasznie dużo osób pisze, i tworzy, i przelewa swoje myśli do sieci, usiadłam ciężko na kanapie. Uświadomiłam sobie prostą prawdę : ja nie znam ich, one pewnie nie znają mnie. Takie małe z nas mróweczki. Pomyślałam...spokojnie, pójdziesz, zapoznasz się, zajrzysz na nowe blogi. Będzie dobrze. 
Jestem osobą naprawdę otwartą i lubię poznawać nowych ludzi. Jednak na spotkaniu czułam się dziwnie, wbita w krzesło potrafiłam tylko na różne żarty czasem mniej, czasem bardziej śmieszne odpowiedzieć grymasem na twarzy. Miałam wrażenie, że wszyscy się znają i tylko ja nie znam nikogo ( no jeszcze była Aga ale znamy się już od jakiegoś czasu i spotykamy poza blogiem więc jej nie liczę bo nie przyszłam tam by sobie z nią posiedzieć). Kłaniam się nisko organizatorkom ( Marcie, Lenie i Monice) pewnie nie jest łatwo zorganizować takie spotkanie więc doceniam wasz pomysł, inicjatywę i wkład pracy w logistykę spotkania. Żałuję jednak, że nie było czasu na samym początku by każda z nas przedstawiła się i powiedziała kilka słów o sobie : skąd przyjechała, jakiego prowadzi bloga, w jakim wieku ma dzieci itd.  Owszem były identyfikatory z imieniem, nazwiskiem i nazwą bloga, które każda z Nas przypięła sobie dumnie ale...ale  nie było czasu w ciągu kilku króciutkich przerw zajrzeć wszystkim między cycki by sprawdzić kto jest kto, a tym bardziej pogadać. Szkoda. Prosta rzecz mogła naprawdę przełamać lody i pozwolić mi zrozumieć dlaczego natychmiast utworzyły się grupki, które były zainteresowane raczej sobą niż innymi. Bo niestety z przykrością stwierdzam, że po spotkaniu wciąż nie wiem, kto jakiego bloga pisze i nie umiem połączyć par : ciało- słowo pisane. 
Spotkanie miało charakter warsztatowy, a raczej wykładowy. Przyszła Renata właścicielka firmy STYLE&DECOR, organizatorka projektu I love hande made, który to zresztą sama śledzę na facebooku i poluję na wrocławskie kiermasze rękodzieła. Opowiadała o współpracy jej firmy z blogerami, czego firmy oczekują od blogerów podczas takiej współpracy i jak według nich taka współpraca powinna wyglądać. Byli z nami Damian, Kamila i Ala z bloga Slow Day Long. Damian postanowił zrobić małą rewolucję w naszych głowach i wyedukować biedne, niewinne matule by ich blogi rosły w siłę i stawały się "poczytne". Nie wiem czy któraś z Was ( tu zwracam się do uczestniczek spotkania) czytała książkę Tomka Tomczyka znanego bardziej jako Kominek pt " Blog. Pisz, kreuj, zarabiaj."? Damian na pewno ma ją w jednym paluszku bo cytował słowa Kominka jak własne ( i nie chodzi o to, że źle. Dobrze, dobrze bo to dobra książka, na mój łeb zadziałała jak kubeł zimnej wody). Damianie!  dzięki, kibicuję Waszej rodzinie, och jakże wasz lifestyle jest mi bliski, spotykamy się w Wolimierzu na Festiwalu Energii? W tym roku trzeba sobie zarezerwować weekend 18-20 lipca :) Zagościł również na naszym spotkaniu Piotr z firmy PE2, który z lekką tremą ale cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania i wytłumaczył jak prowadzenie bloga wygląda ze strony technicznej. Tak wiem, że od 4 lat nie zmieniałam nic w tym temacie na blogu, nie mam kafelek,nie mam odnośników do żadnych kanałów social media, mam czarne tło ( co o zgrozo! podobno źle działa na mój i wasz wzrok) a zakładkę "kontakt" zrobiłam dokładnie przed tym spotkaniem. Tak wiem, czas na nowy outfit bloga. Pomyślę nad tym, obiecuję. Ostatnim punktem programu była Alicja, młoda fotografka, która udzieliła nam kilku wskazówek jak fotografować dzieci, jakich programów używać do obróbki zdjęć i jak sobie poradzić z urządzeniem jakim jest aparat fotograficzny. Podsumowując znów się kłaniam organizatorkom za świetny dobór gości bo byli w porządku. I znów dziękuję. 
Podziękowania należą się również tzw. "sponsorom" bo przecież gdyby nie Centrum Inicjatyw Wszelakich Zakrzowska 29 nie było by spotkania, gdyby nie Coffe Planet nie było by kawy( czy dobra była nie wiem bo nie piję kawy), gdyby nie Patisserie Kaio nie było by ciasta itd. Dostałyśmy również kilka prezentów od Bazgorszytu, Słodkie Czary- Mary, Amadora , Wydawnictwa Monika Duda ( nie nasz styl książek ale darowanemu koniowi...) Pracowni Pomysłowo, Miasta Wrocław, Dzidzusia
Specjalne podziękowania dla Gosi, która obdarowała wszystkie uczestniczki własnoręcznie wykonanymi kolczykami. Dzięki. Podziwiam, że dałaś radę wyprodukować taką ilość na szybko. 
Miło było Was poznać dziewczyny, choć wiem, że z większością z Was był to pierwszy i ostatni raz. Nie ma co się oszukiwać, każdy z Nas jest inny, ma w życiu inne priorytety i podąża inną ścieżką. Na tej ścieżce dobrze jest mieć kogoś kto idzie w tym samym kierunku, bo choć czasem przystajemy by z kimś pogadać, ktoś kto idzie z naprzeciwka nie wnosi wiele do naszej wędrówki. Powodzenia. 

Żeby nie było, że wszystko źle, do kilku z Was zajrzę i zostanę nawet na dłużej. Oj tak. Dziewczę i Basia dla Was :) Miłego słuchania! 

niedziela, 23 lutego 2014

Kto ma ochotę na konferencję?

Tak na szybko, bo słońce za oknem takie piękne, że w domu usiedzieć się nie da.  
Pytanie takie : Czy ktoś chciałby wziąć udział w konferencji organizowanej dla blogerek parentingowo- lifstylowych przez markę Elancyl w Warszawie 6 marca o godz. 18?  
Marka Elancyl jest bardzo znana i lubiana. Aktualnie promuje nowe produkty antycellulitowe i przeciw rozstępom. Myślę, że udział w takiej konferencji może rozpocząć jakąś ciekawą współpracę i zaowocować produktami do testowania. Ja niestety nie mogę wziąć udziału osobiście ale dziękuję za zaproszenie. 
Dlatego pytam dalej... Jeśli ktoś z Warszawy( lub będący w tym dniu w Warszawie) by chciał piszcie do mnie, a ja przekażę kontakt dalej. I prośba jeszcze : jeśli znacie takie blogi, których ja nie znam a może miałyby ochotę również w takiej konferencji uczestniczyć dajcie im znać. Dziękuję! 

piątek, 21 lutego 2014

Weekend.

Dopiero przed nami. Ale tyle się wydarzy! Na samą myśl przepełnia mnie ekscytacja od stóp po czubek głowy. Bo już jutro szykuje się takie spotkanie ( moje pierwsze) :
A w godzinach wieczornych rodziców czeka impreza urodzinowa w najlepszym miejscu do imprez stworzonym. Niedziela nie będzie gorsza, bo tak oto rodzice z przyjaciółmi wybierają się na koncert BOKKA. Pisałam o nich o tutaj.  Co więcej po koncercie świętujemy kolejne urodziny w cudownym gronie. 
zdjęcie BOKKA z koncertu w Krakowie


Do pełni szczęście brakuje nam tylko dziecięcego zdrowia, bo: "panienki cudeńki" (ulubione powiedzonko z filmu "Madika z Czerwcowego Wzgórza") nam się pochorowały. Także szpital przenosimy chwilowo do domu babci, a rodzice będą urządzać odwiedziny tak często jak to tylko możliwe i będą starać się nie martwić powtarzając sobie w duchu : dzieci są w dobrych rękach! 
Bo to zawsze tak już jest, że jak sobie człowiek zaplanuje wszystko i czeka i czeka i cieszy się i ekscytuje... to same kłody pod nogi. Tym razem się nie damy! Nogi w górę! 
Życzę Wszystkim udanego weekendu!

niedziela, 16 lutego 2014

Dają do myślenia. Dobre kampanie społeczne.

Czasem trafiam na takie kampanie społeczne, które skłaniają mnie do wielu refleksji i uświadamiają dogłębnie proste rzeczy, które niby wiem ... choć czasem o nich zapominam. Dlatego dobrze, że są, dobrze, że krążą w sieci i przypominają o ważnych sprawach. Oby trafiały do wielu!
To zmieni cię w dokładnie w 60 sekund. Pamiętajmy o tym, że to my jesteśmy pierwszymi nauczycielami naszych dzieci i wielkimi wzorcami na całe życie ( choć czasem ukrytymi).



Problem porywania dzieci nie osiąga w Polsce tak wielkiej skali jak w Malezji ale uważam, że filmik ten powinien obejrzeć każdy rodzic. Uświadamia jak mała chwila nieuwagi może zmienić nasze życie na zawsze. Nie popadajmy w paranoję ale miejmy nasze dzieci na oku. Pilnujmy ich bezpieczeństwa! Zawsze! 


Na koniec coś pięknego : "Moja piękna kobieta" . Kampania firmy Wacoal ( udostępniona przez tajlandzką sieć tej firmy)  mająca na celu uświadomienie, że każda kobieta jest piękna i wcale nie chodzi tu o piękno zewnętrzne. Women are all made beautiful. Historie trzech kobiet o miłości i poświęceniu. Warto wytrwać do końca, do ostatniej historii. Przepiękna sprawa.  



środa, 12 lutego 2014

Slippersy

Mój zachwyt był wielki kiedy tylko zajrzałam na stronę internetową Slippers Family, od razu spodobał mi się wygląd kapci, ale pomyślałam sobie w duchu : " dobra, dobra sprawdźmy jak wyglądają w rzeczywistości, czy są miękkie i jak sprawdzają się na co dzień". Kierując się gustem moich dzieci wybrałam dla nich po parze i czekałam. Kiedy otrzymaliśmy przesyłkę zachwytom nie było końca. Moja młodsza córka Hania natychmiast ubrała je na stopy i zaczęła biegać niczym prawdziwy gepard ( czy nabrała mocy po włożeniu ich? być może :)), natomiast starsza Zosia, sceptycznie raczej nastawiona do wszelkich nowości grzecznie przymierzyła, zdjęła i stwierdziła, że za duże :) Wszystko odbyło się z prawdziwą gracją i elegancją zupełnie jakby przez chwilę była zebrą ( przypadek? nie sądzę. Te kapcie są magiczne :)) Oczywiście nie było problemu z wymianą na mniejszy rozmiar więc i ona mogła po jakimś czasie cieszyć się i bawić w swoich slippersach. 

To naprawdę wyjątkowe kapcie. To kapcie profilaktyczne dbające o zdrowie małych stópek, zapobiegają powstawaniu płaskostopia a co więcej korygują już powstałe nieprawidłowości. Zainspirowane naturą, tym co dzikie i nie ujarzmione przez człowieka. Podoba mi się ich design i kolorystyka. Aktualnie powstała kolekcja Koala, która skradła moje serce bo uwielbiam szarości. To kapcie piękne w swej prostocie, idealne dla tych rodziców i dzieci, którzy stronią od cekinów i świecidełek.

Kapcie wkłada się bardzo prosto i nawet trzylatek jest w stanie założyć je samodzielnie. Z przodu mają gumę, którą łatwo rozszerzyć podczas wkładania, a z tyłu zamek, który również ułatwia wkładanie stopy do kapcia.  Kapcie wydają się być ciepłe ale stopa nie ma prawa się w nich pocić dzięki wycięciom po bokach. 
Hania postanowiła zamienić swoje przedszkolne kapcie na slippersy ponieważ nie chciała się z nimi rozstawać rano, a teraz kiedy wychodzi do przedszkola powtarza, że idzie do swoich gepardów :) I mimo iż ma je prawie trzy miesiące to mogę powiedzieć, że tylko lekko je zdarła ( w porównaniu do pierwszych kapci przedszkolnych) ,co świadczy o wysokiej jakości materiałów, z których kapcie są robione. 

Z czystym sumieniem polecamy kapcie Slippers Family wszystkim przedszkolakom. Dziękuję, że miałyśmy przyjemność je testować. To była prawdziwa przyjemność. 


 Obejrzyjcie jeszcze filmik : 





poniedziałek, 10 lutego 2014

Słowa bolą

Chyba najbardziej mnie samą. Ja jedyna biorę je do siebie choć nie powinnam. 
One dwie jeszcze nie zdają sobie sprawy z ich znaczenia, to słowa podsłyszane, kipiące złością i żalem, wypowiadane w afekcie. A mi włos staje dęba kiedy słyszę : "głupia, głupia, jesteś głupia, najgłupsza siostra na świecie" ciśnie przez zęby Zosia kiedy Hanka zgniata w rękach misternie ulepione przez Zośkę ciastolinowe kształty. Albo wczoraj kiedy gasząc światło słyszę od Hani : " głupia mama" bo zgasiłam już światło kiedy ona jeszcze po raz tysięczny chciała oglądać książkę ( mimo iż umawialiśmy się, że to ostatni raz). Przykro mi czasem bo biorę to do siebie (choć wiem, że nie powinnam aż tak bardzo ) Ale takie słowa naprawdę bolą. I staje człowiek jak otumaniony i nie wie co powiedzieć. Nie można wybuchnąć, nie można nakrzyczeć, nie można się obrazić ( no bo jak to tak?)... powinno się jakoś zareagować. Tylko jak? Kiedy nagle ma się pustkę w głowie? Tylko szok, szok, szok. 
Dziś jak na tacy podano mi artykuł idealnie jakby dla mnie stworzony, skrojony na moje potrzeby i rozterki.  Dziękuję. I ja potrzebuję czasem takiego kubła zimnej wody wylanego na głowę.
Odsyłam do artykułu :
O rodzeństwie. “Czy oni się kochają, skoro się tak tłuką?”

poniedziałek, 3 lutego 2014

Temat "modnych" zbawek

Jesteśmy na czasie. Podążamy za dziecięcymi nowymi trendami i fascynacjami, choć wcale ich nie szukamy i nie śledzimy. To jest samonapędzająca się maszyna. 
Kiedyś bardzo martwiłam się tym , że moja starsza córka obsesyjnie kochająca wszystko co różowe pragnie mieć Barbie czy kucyka Pony. Chciała mieć to co mają inne dziewczynki w jej wieku i  to było naturalne. Ale ja wtedy jeszcze  się broniłam, buntowałam i nie kupowałam takich zabawek, myśląc naiwnie, że nas to ominie, że wybierzemy inną drogę. I owszem my podążamy tą inną drogą do dziś ale wszyscy wokół już idą utartą ścieżką i chętnie składają dary będące hitem reklam telewizyjnych i promocji w supermarketach. Dobrze, bardzo dobrze. Zaspokajają "modne" potrzeby moich córek, ja trzymam się od tego z daleka i mam w sobie to poczucie, że gdzieś w tej sytuacji odnajdujemy złoty środek. 
Sama dzielnie odpieram wszelkie prośby kierowane do mnie dotyczące kupna nowej zabawki. Kiedyś Zosia marzyła by mieć lalkę Monster High ( widziała, że dziewczynki z jej grupy takie mają, o zgrozo te lalki mają już dziewczynki z grupy Hani - trzylatki!!!) ale wciąż uparcie tłumaczyłam jej, że to jest lalka zdecydowanie dla starszych dziewczynek i cierpliwie wciąż wypytywałam co tak bardzo jej się w tej lalce podoba. Toczyły się rozmowy przez długi czas i ta fascynacja jej przeszła. W przedszkolnej grupie pojawiły się inne lalki... a wraz z nimi nowy temat w domu. 
Dziecięce fascynacje telewizyjnymi zabawkami to wciąż trudny temat. Hello Kitty, Barbie, księżniczki i kucyki Pony atakują nas wszędzie nawet na ubraniach. Dobrze jest gdzieś w tym wszystkim nie zwariować i odnaleźć umiar. Pokazujesz dziecku Barbie, pokaż mu też alternatywę : szmacianą lalkę czy drewniane klocki. Pokaż dziecku wszystko co ma mu świat to zaoferowania, nie idź na łatwiznę. 

 Angry Birds, narysowała Zocha 

środa, 29 stycznia 2014

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Praca marzeń

Ostatnio często używam tego określenia. Praca marzeń. Moja praca marzeń. Wciąż nie wiem czy taka istnieje, jak ona miałaby właściwie wyglądać i na czym polegać. Co ja bym chciała robić zawodowo....? Wiem jednak czego bym bardzo nie chciała i wciąż cierpliwie odpieram wszystkie ataki dotyczące mojego "dopracypójścia". Bo do pracy trzeba chodzić, w marynarce, w teczką w jeden ręce a kubkiem kawy w drugiej, z uśmiechem i nienagannym makijażem. To wizja mojej rodziny, niektórych znajomych, nawet  ku mojemu przerażeniu moich dzieci : " Mamo a kiedy ty pójdziesz do pracy?" pyta mnie starsza córka. 
A ja się czuję jakbym codziennie pracowała. Według mojej definicji. Bo przecież doglądam dzieci, domu, gotuję, sprzątam, pomagam innym w potrzebie ( niech pomyślą ci co zaraz do mnie dzwonią na zwolnieniu :)), piszę bloga ( którego kocham jak własne dziecko), szyję na maszynie, czytam bajki dzieciom w przedszkolu ( nie pisałam o tym jeszcze ale tak, wydębiłam od Pań w przedszkolu raz w tygodniu po pół godziny, przychodzę czytać do każdej z grup moich córek i rozmawiam z dzieciakami na różne tematy.). Robię przecież tak wiele rzeczy. Te wszystkie rzeczy sprawiają, że jestem szczęśliwa. Czemu tylko nikt nie pojmuje tego w kategorii pracy?... 
A no bo w pracy trzeba zarabiać pieniądze. A co w takim razie powiedzą na to wolontariusze? Ich praca ma inną wartość? Jeśli tak to dla mnie wyższą niż praca pierwszego lepszego urzędnika. Sama mam duszę wolontariusza, która nie może odnaleźć się po zderzeniu z okrutnym światem materializmu, konsumpcji i interesowności . Przecież trzeba zarabiać. 
Niech będzie! Będę zarabiać, jakieś grosze ale będę. Bo tak to oto Matka dostała w końcu jakaś sensowną propozycję, która nie przyodzieje jej w marynarkę i nie każe biec do biura na 8 h ( nie żebym uważała w tym coś złego, po prostu to nie dla mnie ) 
Od lutego oficjalnie rozpocznie się moja przygoda z firmą Pierre Fabre, która zaufała mi, nie doszukując się imponujących faktów w moim CV i pozwoliła  mi poprowadzić fanpage'a marki Klorane na facebooku. Takie niby nic, a jednak dla mnie to początek pewnej ścieżki , którą tym razem chętnie pójdę i z przyjemnością dowiem się jak nazywają się drzewa, które rosną po drodze.
Ten wpis miał być właśnie o tym, że zapraszam was do polubienia fanpage'a KLORANE POLSKA , że będę robiła konkursy i rozdawała porządne kosmetyki, że stanę się ekspertką w dziedzinie pielęgnacji włosów, więc na pewno dowiecie się czegoś co może wam się przydać. Tylko o tym miał być ten wpis...ale mnie trochę poniosło. 
Jednak zapraszam.  
Jakoś tak mi od razu lepiej kiedy myślę, że robię to wszystko w życiu tak po swojemu.




poniedziałek, 20 stycznia 2014

O radości.

Sama myśl o tym miejscu wywołuje uśmiech na twarzy. Miałam wrażenie, że wszyscy już tam byli i robili mi "smaka" przekazując słodkie opowieści. W końcu dotarliśmy tam i my. Wiem, to nie był nasz słodyczowy dzień, ale byliśmy tak bardzo blisko tego miejsca, że nie mogłam się powstrzymać.
Przekroczyliśmy próg słodko- pastelowego świata Manufaktury Cukierków na ul. Szewskiej we Wrocławiu i przepadliśmy. Te kolory, te zapachy, te smaki... Ach jakie kuszące. Mieliśmy szczęście bo zaraz zaczynał się pokaz produkcji cukierków więc rozebraliśmy kurtki i z przyklejonymi nosami do szyb czekaliśmy cierpliwie jak Panie w czerwonych fartuszkach uchylą rąbka swojej tajemnicy. Przyznam szczerzę że nie miałam zielonego pojęcia jak takie cukierki powstają dlatego cieszyłam się jak dziecko kiedy Pani ugniatała masę cukrową a ona nagle zmieniła kolor z przeźroczystej na białą....Wielką radość również wywołał jeszcze ciepły karmelek, którym Pani częstowały podczas wyrabiania. 



Po pokazie dziewczyny z lekką dozą niedowierzania i nieśmiałości przystąpiły do produkcji własnych, ogromniastych lizaków i to był już szczyt spełnienia. 



W podskokach, z rogalem na twarzy i dodatkową paczuszką ananasowych cukierków do kieszeni  wyszliśmy  bardzo szczęśliwi z tego  słodkiego miejsca grzechu ( oby wszyscy tylko tak grzeszyli :))

Ku wielkiej dalszej radości przywitało nas piękne słońce, które jest od jakiegoś czasu we Wrocławiu towarem deficytowym. Ciągnęło nas ku Rycerzom króla Artura autorstwa Magdaleny Abakanowicz, którzy dumnie prezentują swoje blaszane torsy za budynkiem Muzeum Narodowego, i tam też się udaliśmy leniwie spacerując ( ktoś nawet jechał sobie na rowerku) w promieniach ciepłego słońca. 





Prawdziwa radość.
A jeśli ktoś tak jak ja oszalał na punkcie piosenki Pharrella Williamsa "Happy" i chce zatańczyć do jej rytmu na wrocławskim Rynku zapraszam na FlashMoba HAPPY WROCŁAW już 26 stycznia o godzinie 13. Szczegóły i choreografię, którą wykonamy wspólnie znajdziecie na profilu wydarzenia na facebooku : HAPPY WROCŁAW


4 minuty to za mało? Kliknijcie http://24hoursofhappy.com/ i cieszcie się tą piosenką przez 24 godziny :)

piątek, 17 stycznia 2014

Bal

W tym roku w przedszkolu Panie powiesiły kartkę z takim ogłoszeniem : 
" Bal karnawałowy w klimacie gorących rytmów latyno- amerykańskich. Mile widziane stroje związane z tym tematem" ( nie pamiętam dokładnie treści ale było to coś w tym stylu). 
W moich córkach ogłoszenie to wywołało raczej skrajne emocje. Młodsze Dziecię podskoczyło z radości, że ponownie założy sukienkę tancerki flamenco( którą kocha i ubiera cały rok czy bal, czy nie bal) , a Starsze popadło w rozpacz, że nie może być księżniczką. Kiedy wspólnie zaczęłyśmy szukać inspiracji księżniczkowo- latynowskich okazało się, że brazylijskie tancerki samby mają najpiękniejsze kostiumy na świecie. I problem rozwiązał się sam. 
A dziś przyszedł czas na bal. 

wtorek, 14 stycznia 2014

Taka historia. Mrożąca krew w żyłach.

Była piękna, długowłosa, prawdziwa "lalka"- mówili o niej inni. Nawet w najgorszych snach nikt nie przypuszczał, że spotka ją taka tragedia. Ale stało się. Pewnego dnia jej błogi spokój został zakłócony przez okropnego potwora : z zębatą paszczą, lodowatym wzrokiem i ciałem długości dwóch wieżowców. Owa szkarada pewnego dnia zjawiła się tak po prostu i porwała jasnowłosą niewiastę. I wydawało by się, że już po niej, że potwór zaciągnie ją do wieży i tam zginie z jego rąk.......jednak całemu zdarzeniu przyglądał się miniaturowy młodzieniec, i choć był niskiego wzrostu był na tyle mądry by pozostać w ukryciu i obserwować całą sytuację. Choć jego serce krwawiło na widok cierpienia uroczej damy, nie wyszedł z ukrycia. 


Postanowił śledzić kroki jaszczurowatego potwora.... i poszedł za nimi. 

Kiedy zobaczył jaszczura wspinającego się na ogromną górę ziemi zamarł. Pomyślał, że chce on zaciągnąć piękną w ciemne podziemne korytarze, skąd nie ma wyjścia. 

Ale potwór ciągnął ją dalej...

Po chwili jaszczur znów się zatrzymał... "Woda" pomyślał młodzieniec-"To potwór wodny, a ja nie umiem pływać. To koniec". Postanowił wołać o pomoc ale żaden z wielkoludów go nie słyszał. 

Po drodze zjawili się śmiałkowie, którzy próbowali uwolnić dziewczynę...

Na próżno! Jaszczur był silniejszy. I ciągnął blondynę dalej. 

 Aż na wieżę...I kiedy pomyślał, że jest już u siebie jego moc jakby opadła.  Młodzieniec nie wahając się ani chwili dłużej od tyłu zaatakował przeciwnika, który swoimi wielkimi zębiskami tak się ugryzł...

...że aż zemdlał. A dzielny miniaturowy młodzieniec i piękna długowłosa....Sami już wiecie!
Czasem trzeba użyć odrobinę wyobraźni by wyciągnąć dzieci na wycieczkę. Wycieczka na wieżę Katedry na Ostrowie Tumskim udała się, długowłosa została uratowana,  a co więcej okazało się, że Młodsze Dziecię cierpi na lęk wysokości bo nie za bardzo chciało podziwiać widoki. 

niedziela, 12 stycznia 2014

Przyjęcie było.

Uff już po wszystkim. Było naprawdę cudownie, tort smakował, rodzice się dogadali a Starsza Siostra z wypiekami na twarzy rozpakowywała wszystkie prezenty( sporo ich było, dopiero dzień później dotarło do niej co i jak dużo dostała) . Kiedy spytałam się co jej się najbardziej podobało stwierdziła, że moment kiedy podmieniłam prezent na loterii żeby właśnie ona dostała to co jej się najbardziej podobało podczas wspólnego pakowania małych prezencików dla wszystkich dzieci. Tak się Matka starała ale zauważyła skubana! Dobrze, że chociaż doceniła. 
 Dziękujemy wszystkim, za przybycie, za prezenty i za świetną zabawę. 
Cieszę się jednak, że kolejne przyjęcie dopiero w październiku :P 

Aga z bloga SynAlek i córcia Julcia dzięki za inspirację!! 

czwartek, 9 stycznia 2014

Piąte.

5...To dużo ( co roku mam podobne odczucia !). Dziś Starsza Siostra kończy 5 lat. Historia o mongolskiej księżniczce wciąż w jej głowie aktualna, rządzi naszym domowym królestwem i pewnie nigdy nie przestanie. Nasz świat kręci się wokół niej. I nawet Młodsza Siostra czasem się poddaje. Taaaaką księżna ma moc. Kocham ją bardzo mocno i z bólem serca patrzę czasem jak gaśnie, jak się smuci, jak złość budzi w niej demona. Tyle w niej skrajnych uczuć. 
Wciąż kocha róż, wszystko co świeci i błyszczy. Wielka fanka kiczu ( tak najbardziej takiego plastik- fantastik) co pod swoim łóżkiem szerzy zbieractwo : kolorowe ulotki, papierki, spineczki ( których nigdy nie nosi), pierścionki, sznureczki, miniaturowe kotki i pieski, porcelanowe aniołki ( ma do nich wielką słabość) i masa pierdółek, których za nic nie wolno dotykać. 
 Wkurza ją litera S, bo nie chce dać się napisać. Fascynują ją straszne i smutne historie. Aktualnie na topie są Legendy Skrzatów z książki Wila Huygena "Skrzaty" oraz "Otto" Tomiego Ungerera.
Lubi chłopaków. Nie licząc miłości do taty i dziadka, jeszcze rok temu nie było mowy o chłopakach na przyjęciu urodzinowym. W tym roku zaprosiła aż czterech. 
Wszystkiego najlepszego dla Niej...Bo to od niej wszystko się zaczęło. To życie. 

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...