Nareszcie Jej stopy stanęły na naszej podłodze. Trafiła na nasze złe dni ale tak myślę sobie teraz, że właśnie tak miało być. Znalazła się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Cieszę się, że jest i staram się radować tym wspólnym czasem. Opowiada o życiu tam, o trudnych warunkach, w których mieszkają( mała jednoizbowa chatka z toaletą i prysznicem na zewnątrz w drugiej małej chatce to są dla mnie trudne warunki!!!) , o strasznie otwartych ludziach, którzy ich otaczają, o jej miłości i małżeństwie z drwalem :) o tych górach, z których widoki zapierają dech w piersiach. Każda nasza wspólna godzina jest dla mnie teraz na wagę złota. Ale wiem, że za chwilę znów wyjedzie tak bardzo daleko, do miejsca kompletnie nieosiągalnego dla nas. No niech sobie tam wije gniazdko skoro jest szczęśliwa. Może kiedyś.... może za ileś tam lat zbierzemy się i też tam polecimy?
p.s Trochę na siłę zarządziłam już wiosnę u nas domu. Sadzimy rzeżuchę i robimy wiosenne porządki. Postanowiłam pozbyć się wielu rzeczy po dziewczynach, niektóre jeszcze nowe z metkami, które hurtowo kupowałam by kiedyś komuś podarować i tego nie zrobiłam. I tych których ja już też nie noszę chociaż są jeszcze w świetnym stanie. Zajrzyjcie TU , może coś wypatrzycie.Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie i słowa otuchy pod poprzednim postem. Nie lubię mówić i pisać o takich rzeczach. Ale dusić w sobie też nie umiem. Dzięki, że mogłam to napisać a Wy napisałyście jeszcze więcej...