środa, 31 lipca 2013

Stacja Wolimierz

Drodzy moi nic co dziś napiszę o Stacji Wolimierz nie odda atmosfery i piękna tego miejsca. Nie ma takich słów, które potrafią opisać tą niesamowity kawałek ziemi. Miejsce to powstało rękoma artystów, którzy żyją w pokoju i w zgodzie z naturą, w pełnej tolerancji i własną pracą stwarzają sobie warunki bytu, z dala od wszelkich udogodnień i postępu cywilizacji. Miejsce to jest pełne miłości, dobroci i kolorów życia. Dzięki Festiwalowi, który odbywa się tam co roku rodziny żyjące na Stacji są w stanie godnie żyć i dzielnie przetrwać zimę ogrzewając tylko część budynku. Dzięki wolontariuszom, którzy co roku przyjeżdżają na Stację by swoją pracą pomagać innym miejsce to funkcjonuje na zasadach "prawdziwego" domu. To naprawdę wyjątkowe miejsce w Polsce. Niepowtarzalne. Cała okolica- Pogórze Izerskie od lat ściąga ludzi o artystycznych duszach, którzy marzą o lepszym i piękniejszym świecie. By skupiać lokalnych artystów razem i mieć większą siłę przebicia powstała nawet inicjatywa o nazwie Kooperatywa Izerska, w ramach której urządzane są szkolenia i warsztaty. ( Do poczytania!) .

Co o samym Festiwalu?  Było świetnie. Mnóstwo koncertów i pokazów, bębny i dobra muzyka całą dobę. Gdy kładłam się spać muzyka wciąż grała a gdy budziłam się już w oddali słychać było różne dźwięki. Mi najbardziej do gustu przypadł koncert dubowego zespołu Zebra zagrany na kawałku malutkiej plaży nasypanej koło Stacji.




Trafiliśmy na falę ekstremalnych upałów, więc poranki w namiocie były ciężkie, około 8 rano budziliśmy się zlani potem i uciekaliśmy na pół dnia nad czeskie jezioro w Nowe Mesto pod Smrkem. To był jedyny sposób by przetrwać te najbardziej ekstremalne godziny. Dziewczyny nie miały problemu z nocowaniem w namiocie, kotłowały się w środku wywalając co chwilę wszystko do góry nogami. Biegały swobodnie po terenie Stacji, nie musiały się pilnować. W towarzystwie innych dzieciaków, kotów i psów czuły się wspaniale i swobodnie. Na festiwalu nie zapomniano o dzieciach przygotowując dla nich mnóstwo atrakcji : warsztaty muzyczne, malowania na drewnie, występ klauna czy przedstawienie kukiełkowe Calineczka. Naszym hitem były huśtawki zrobione z szarf do wspinania się i sztuczek cyrkowych. 

To był cudowny weekend w jedynym takim miejscu na Ziemi,  zostawiam Was z porcją zdjęć. Stacja Wolimierz : 

 Trzydniowy rozkład jazdy, wypełniony po brzegi :
 Ukochany kociak Snikers i Maniek "kurzofretka"
Wspólne pieczenie babeczek z innymi dziewczynkami na Stacji.
Wszechobecne dzieciaki. Duże i małe. Tu najmłodszy z nich : 3-tygodniowy Filemon. Uroczy... i taki malutki.

I ukochane huśtawki.
A kiedy zapadał już zmrok : 


piątek, 26 lipca 2013

Żyjemy, żyjemy.

Żyjemy i jakoś tam u nas leci. Wiele się dzieje jak zwykle ( czy nasze życie kiedyś zwolni? ). Co poniektórzy się nawet zmartwili, że u nas taka cisza więc czuję się zobowiązana napisać kilka słów. A więc żyjemy i korzystamy w pełni z uroków słonecznego lata. Przyjemności takie jak basen, ogród babci, ogromne ilości zjedzonych lodów to dla nas codzienność. Siostry przechodzą właśnie okres ekstremalnych kłótni ( Zośka wciąż nie potrafi pogodzić się z porażką, wszędzie musi być pierwsza : pierwsza umyje zęby, pierwszej odpakuj loda, pierwsza wchodzę do samochodu, itd..., pierwsza do celu po trupach. Oj ciężko z nią mamy, ciężko.  ) więc bywa naprawdę gorąco. 
Mężowi trafiła się nowa posada, lepsza podobno. Czy faktycznie? Czas pokaże. Ale trzymajcie kciuki by w końcu było to, to czego szukał. W imię nowej pracy poświęcamy jednak tydzień wspólnych wakacji. Także po pierwszym tygodniu tatuś grzecznie powie papa i pojedzie się "szkolić". A dziewczyny zostaną na Półwyspie. Spokojnie, spokojnie-  damy radę! 
Ja tymczasem spakowałam dziś rodzinę bo jutro wyjeżdżamy pod namiot. O tu. Zocha od trzech dni zasnąć nie może, tak przeżywa, że pod namiotem będzie nocowała. Zaliczamy kolejny " pierwszy raz". 
Miałam napisać jeszcze wczoraj, ale jako że napisałam już dziś, a dziś jest 26 to składam mężowi memu najlepsze życzenia. Dziś są jego urodziny. Ślijcie mu całusy bo to już ostatnie dwadzieścia.  
Jako, że po nocach słychać u nas ostatnio stukot maszyny do szycia, wtórowany krzykami naszych papug ( bo przecież im spać nie daję) nie mam za dużo czasu na pisanie. Obiecuję wszystkim, którzy czekają na moje maile, że odpiszę na pewno . Po weekendzie. Ale na tą chwilę : I need a break. 

piątek, 19 lipca 2013

I fell in love with the city...

Kolejny raz. Zakochana jestem po uszy. To miasto jest cudowne, pełne słońca i przestrzeni. Wystarczyły nam dwa dni by odpocząć od codzienności i zaczerpnąć wielu inspiracji.  Odkryliśmy świetne miejsca, o których nie mieliśmy nawet pojęcia, odważyliśmy się na jazdę rowerami po warszawskich ulicach pełnych samochodów ( co było chyba dla mnie najbardziej stresujące ale rowery miejskie to najlepszy sposób by zobaczyć jak najwięcej), przez krótką chwilę poczuliśmy się warszawiakami. ODPOCZĘLIŚMY. I dobrze nam z tym było... Powitaliśmy na tym świecie pewną małą istotkę i zobaczyliśmy się z ludźmi, za którymi już tęsknimy. 
I za Warszawą też już tęsknimy. 
p.s jakość niektórych zdjęć niestety kiepska bo robione telefonem



I rodziców wyczekana. Gratulujemy kochani.
Jak to jest, że człowiek tak szybko zapomina, że się dzieci takie małe i delikatne rodzą? I, że te nóżki takie małe, aż strach ogarnia gdy trzeba kolanko zgiąć i z pajaca mikroskopijną nogę wyjąć. Przyznaję byłam przerażona gdy ją przewinęłam. Tak jakbym nigdy dziecka nie miała... :)

niedziela, 14 lipca 2013

Weekend

Dobrze być wśród ludzi , przy których człowiek może odpocząć, pomilczeć bez skrępowania, wyciągnąć nogi na fotelu. Wśród ludzi, którzy mimo iż dzieci nie posiadają z łaskawością i wielką cierpliwością odpowiadają na tysiące pytań i zatrzymują się w lesie by poczekać na tuptające małe nóżki. Dziękujemy za miły i pełen relaksu weekend. 
 

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...