środa, 30 stycznia 2013

Bez komentarza


Wolny dzień i takie tam

Miałam dziś wolny dzień, wolny od gotowania i matczynych obowiązków. Wstałam, ubrałam się i wyszłam z domu. Pobyłam trochę sama( strasznie mi tego brakuje, choć nie jestem typem samotnika pojawia się we mnie na jakiś czas potrzeba bycia samej ze sobą) , spotkałam się z koleżankami , chodziłam po ulicach i wstąpiłam do kilku sklepów, a potem... szczęśliwa wróciłam do domu. Czasem trzeba się "zresetować".
A po głowie przez cały dzień chodziła mi pewna piosenka. KLIK TU.  Kto nie wie ten niech się dowie, że Olivia Anna Livki urodziła się w Polsce i jest pół Polką, pół Niemką. Lubię jej styl. Taki szalony, trochę śmieszny. Lubię ją za jej dystans do samej siebie i krzywe zęby. Mam nadzieję, że ich nie wyprostuje nigdy :P 
W tym czasie dziewczyny były u babci, jeździły na jabłuszkach po resztce śniegu ( co prawda zjeżdża tylko Zosia, ale Hania też ma ważną rolę : popycha siostrę by nabrała prędkości :P), rysowały i ślęczały nad naklejkami ( ulubiona zabawa z naklejkami to : rodzice rysują tło, a dziewczyny wyklejają różne historie, na zdjęciu Zosiowa stajnia i pola po których "brykają konie".) a dla mamy na kolację przygotowały domową pizzę. Dzięki rodzino!. 

Tymczasem wciąż trwa głosowanie w konkursie na Blog Roku 2012, ja już zagłosowałam na moje ulubione blogi a moimi smsami dołożyłam się do puli pieniędzy, która zostanie wykorzystana na obozy dla dzieciaków niepełnosprawnych i tych z ubogich rodzin. Jeśli też chcecie się dołożyć zachęcam do głosowania na wasze ulubione blogi. Wysyłajcie smsy pod nr 7122 ( koszt to 1,23zł) z odpowiednimi numerami, listę blogów znajdziecie TU (KLIK)   Głosowanie trwa do 31 stycznia do 12.00.  Więc jutro naprawdę ostatni dzwonek.
A jeśli chcecie zagłosować też na mojego bloga  mój nr to A00158 ( "0" to cyfra zero). Z góry dziękuję. 

sobota, 26 stycznia 2013

Bańki bezogniowe i moje zdrowotne teorie

Jestem wielką zwolenniczką wsłuchiwania się we własne ciało i odczytywania sygnałów jakie nam wysyła. Kiedy boli mnie głowa nie szukam od razu tabletek przeciwbólowych, tylko wiem, że mój organizm w ten sposób sygnalizuje mi jakiś problem. Najczęściej przyczyną mojego bólu głowy jest to odwodnienie, dlatego od razu wypijam kilka szklanek wody i problem bólu znika. 
Nauczyłam się postępować podobnie z gorączką u dzieci. Nie panikuję i nie czuję się przerażona kiedy moje dzieci gorączkują lub mają zwykły stan podgorączkowy. Wiem, że w ich organizmie zaczyna się walka przeciwciał, a ja powinnam być czujna i obserwować sytuację. Nigdy nie podaję leków przeciwgorączkowych przy temperaturze ciała mniejszej niż 38,5 st.C. Wiem, że organizm mojego dziecka jest w stanie sam powalczyć z infekcją i daję mu na to czas. Nawet kilka dni. Kiedy pojawia się już prawdziwa gorączka staram się również przeczekać kilka godzin stosując w tym czasie zimne okłady na czoło czy chłodną kąpiel ( chłodną nie znaczy zimną! w sumie tylko raz mi się zdarzyło wsadzić Zośkę do wanny z letnią wodą przy gorączce prawie 40stC) Daję czas organizmowi dziecka na obronę, nie chcę go wyręczać. Kiedy gorączka nie mija po jakimś czasie ( a wysoka zazwyczaj nie mija tak po prostu) podaję syrop przeciwgorączkowy. Ale wierzę, że w tym czasie pewne przeciwciała do walki z chorobą już zostały wytworzone. 
Nie cierpię podawać leków moim dziewczynom, kiedy spoglądam na składy syropów na kaszel, gorączkę i inne to mi się słabo robi jaka to jest straszna chemia. Ta chemia owszem pomaga ale to jest tylko chwilowa pomoc. Nasz organizm nie dostaje szansy by samemu nauczyć się walki z chorobą. A przy kolejnej infekcji jest jeszcze gorzej. Nie muszę dodawać co myślę o antybiotykach. Podałam Zosi raz w życiu, Hani dwa razy. I powiedziałam sobie nigdy więcej. Nigdy więcej przy przeziębieniach, kaszlach i katarach, zapaleniach oskrzeli czy krtani. To nie ma sensu i świetnie radzimy sobie bez nich. Jakieś dwa miesiące temu miałam sytuację kiedy idąc do lekarza ze zwykłym Hankowym kaszlem usłyszałam, że ma prawostronne zapalenie oskrzeli. Tak po porostu i dostałam receptę z antybiotykiem do ręki. Nie zgodziłam się na podanie antybiotyku i od razu zapytałam co mogę innego zrobić by wyleczyć to zapalenie. Nagle okazało się, że można inaczej, bo istnieją inhalacje, opukiwania i syropy rozrzedzające wydzielinę. Ale będzie to trwało dłużej. Trudno- pomyślałam. Nigdzie nam się nie spieszy, damy organizmowi szansę. I udało się wyjść z tego po trzech dniach, bez podawania antybiotyku.

Wierzę w syropy domowe z czosnku, cebuli, cytryny i miodu bo one wzmacniają organizm i dodają potrzebnej energii.  Nie podaję dziewczynom żadnych witamin i suplementów w kroplach czy syropach. Zdarza się, że Zośka czasem łapie chrypę i dostaje tabletkę do ssania.

Rok temu kiedy Zosia poszła do przedszkola okres zimowy był koszmarem dla nas wszystkich, dziewczyny chorowały jedna pod drugiej lub razem. Miałam wrażenie, że utknęłam w domu na dobre, a te choróbska się nigdy nie skończą. Przyszło mi wtedy do głowy by spróbować stawiania baniek. I choć osobiście wspominam stawianie baniek ( tych ogniowych) strasznie pomyślałam, że teraz istnieją na pewno inne rozwiązania, już nie takie drastyczne. I rzeczywiście metoda stawiania baniek bezogniowych jest naprawdę łatwa i bezbolesna.  

Kiedy Pani z firmy MedPlus zaproponowała mi współpracę i przetestowanie baniek od razu się zgodziłam bo wiedziałam, że to jest coś co może nam naprawdę pomóc. Zresztą sama nosiłam się z zamiarem kupna. Kwestia wiary w takie alternatywne sposoby leczenia. Tylko, że w tym przypadku przemawia do mnie widok, że to się dzieje naprawdę. Metoda polega na tym, że specjalną pompką wytwarzamy w bańce podciśnienie, które zasysa skórę do bańki, a podskórne naczynia krwionośne pękają wydostając małe ilości krwi poza naczynia. Na skórze robi się taką malinka i powstaje widoczny krwiak. Nasz system obronny odbiera tą krew jako obce białko i zaczyna wytwarzać dużą ilość ciał odpornościowych, które przygotowane do walki z wrogiem napotkawszy jedynie własną krew, kierują swoje siły przeciwko infekcji. Po dokładną instrukcję stawiania takich baniek odsyłam was na stronę producenta : KLIK  My rozpoczęliśmy 5, 6- cio tygodniową kurację uodparniającą. Zaczęliśmy stosowanie w zeszłym tygodniu od okropnego żółtego kataru u dziewczyn, stawiamy bańki co drugi w trzech punktach na plecach ( to są punkty gdy chorujemy na katar, grypę lub zapalenie gardła). Po katarze zółtym nie ma już śladu, zamienił się w lejący się i o wiele mniejszy. Więc gdy całkiem zniknie dokończymy kurację po dwa razy w tygodniu. Jeden zabieg trwa nie całe 5 min.

Bańki mogą być stawiane w różnych punktach na ciele i na różne dolegliwości. Ich działanie jest zawsze takie same. Nie będę wam opisywała dokładnie miejsc i punktów na ciele, na których można stawiać bańki. Możecie je znaleźć w wyżej podlinkowanej instrukcji wraz z dokładnymi obrazkami.

Czy dzieci się tego boją? Być może. Ja podeszłam do tego bardzo na luzie, jeszcze rok temu na którymś z forów przeczytałam, że mama stawiając bańki swojemu synkowi bawi się z nim w jeżyka. Wspólnie udają, że chłopiec ma kolce jeżyka i zamienia się w jeżyka na 5 min. Zapamiętałam to i sama spróbowałam to zastosować. Kiedy dostałam przesyłkę powiedziałam dziewczynom, że będę miała dla nich wieczorem fajną zabawę. Tego dnia całkiem o tym zapomniałam, a następnego dnia One same upomniały się żeby im pokazać te kolce jeżyka. Więc teraz nie ma problemu, mówię, że będzie dziś jeżyk, pozwalam się chwilę pobawić pompką zasysającą i robimy zabieg przez niecałe 5 min przed snem. Po zabiegu wystarczy szklane bańki umyć wodą z płynem do naczyń.

Wierzę, że te bańki naprawdę pomagają. Wierzę, że uaktywniają system obronny organizmu i mobilizują do walki z infekcją. Zachęcam Was do zapoznania się z tą metodą leczenia. I gwarantuję Wam, że jest całkowicie bezbolesna mimo iż te bulwy skórne w bańce wyglądają strasznie :P

Jeśli chcecie wypróbować ten sposób leczenia zostawcie komentarz, że chcecie! pod tym postem. Mam do rozdania jeden zestaw( 8 sztuk) baniek bezogniowych, które dostałam dodatkowo od firmy MedPlus. Chętnie się podzielę. 
Komentarze można zostawiać pod tym postem do przyszłego piątku. W sobotę 2.02 wylosuję jedną osobę, której wyślę zestaw baniek.

piątek, 25 stycznia 2013

Lazy Friday

I gdzie tu się spieszyć, kiedy cały świat  dookoła choruje: kaszle, smarka i gorączkuje. W przedszkolu Zośki jakaś epidemia, więc dziecię umila czas mamie i swojej siostrze w domu. Leniwie o 11-12 w południe wyskakujemy z piżam, po milionach kłótni i porannych potyczek słownych wystawiamy nosy na dwór. Zamieniliśmy chwilowo sanki na jabłuszka do zjeżdżania i to dopiero jest zabawa na całego....

Rano pomyślałam,  że tęsknie za słońcem, nie pamiętam już nawet kiedy ostatnio był słoneczny dzień... I mimo iż słońce wyszło dziś we Wrocławiu na niecałe 2 min zza chmur ( chyba tylko żeby się przywitać) mam niedosyt. Chcę wiosny, zielonej trawy i kwiatów. Ja zmarzluch jakich mało niecierpliwie czekam na nadejście ciepłych dni. Mam dosyć zimy. 

Tymczasem moje młodsze dziecię robi przeróżne eksperymenty smakowe. Ooooo np serek waniliowy z kabanosem. Ja patrzę na to z lekkim obrzydzeniem, Zośka się odsuwa i stwierdza : " nie będę siedzieć obok Hani" ,a  sama Hania zdaje się być bardzo zadowolona :P

Miłego weekendu kochani. 
Przygotowuję właśnie wpis o bańkach bezogniowych i o moich teoriach na ten temat. Będę też miała dla was niespodziankę. Postaram się umieścić go wieczorem na blogu.

czwartek, 24 stycznia 2013

Wstęp do nauki czytania i głosowanie

Od jakiegoś czasu gdy czytam z Zosią książki staram się wskazywać czytane wyrazy palcem tak by mogła obrazowo pamiętać jak wygląda dane słowo. I  rzeczywiście część słów, które się powtarzają często wystarczy, że wskażę palcem i Zosia płynnie je czyta ( z pamięci oczywiście) . Co więcej ostatnio wpadły nam w ręce świetne książki ( Wyd. Egmont seria " Czytam sobie") , które zostały wydane w sposób, który ułatwia dzieciom naukę czytania. Naszą faworytką jest książka "Maja na tropie jaja" Rafała Witka z rewelacyjnymi ilustracjami Emilii Dziubak ( Zocha widząc komara od razu stwierdziła, że to chyba Jętka). Polecamy bo historia prawdziwie trzymająca napięcie do ostatniej strony. Dodatkowo główna bohaterka- złota papuga mówi wszystko z potrójnym "r", więc zabawa słowna gwarantowana :)


A tak poza tym dziś rozpoczęło się głosowanie w konkursie Blog Roku 2012.  W tym roku zdecydowałam się wziąć udział w konkursie  i startuję w kategorii "Ja i moje życie".
Jeśli chcecie na mnie zagłosować (a zachęcam :P) to wyślijcie

 smsa na nr 7122 
 ( koszt smsa to 1,23zł)
o treści  A00158
("0" to cyfra zero)

Głosowanie trwa do 31 stycznia do 12.00. Ale najlepiej zrobić to już teraz. Dochód z SMS zostanie przekazany na integracyjno - rehabilitacyjne obozy dla dzieci z ubogich rodzin i dzieci niepełnosprawnych.
Dzięki!

wtorek, 22 stycznia 2013

Czerwone półki

Zawisły w pokoju dziewczyn... i pasują idealnie mimo iż czerwone. Wpisały się w klimat pokoju. I to co się okazało, to to, że  mamy mnóstwo dodatków i pudełeczek, które też są czerwone :P

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Zaległy post.

Ten wpis miał się pojawić kilka dni temu...ale coś nie zadziałało i nie pojawił się. Chyba język HTML jest dla mnie językiem obcym bo mimo iż zdjęcia załadowałam to nie umiałam ich zmniejszyć( a próbowałam napisać posta z telefonu)... Chciałam napisać o naszych zimowych dniach. O tym, że zbieramy chleb dla kaczek i karmimy wygłodniałe stadko, które czeka na nas nad rzeką. Kaczki, łabędzie i mewy...teraz mamy do nich bardzo blisko. 


 
A w domu...robimy pancerze dla dinozaurów, żeby przetrwały epokę lodowcową. 


Bawimy się też ludzikami i obserwujemy zimę. Prawdziwą zimę. 

 Kładziemy też wieczorami bańki bezogniowe i leczymy żółty katar. Ale o tym innym razem. 
A jako, że dziś Dzień Babci chcemy życzyć wszystkim Babciom wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia i samych uśmiechów.

wtorek, 15 stycznia 2013

Opcja : wyciszenie

Po szalonym weekendzie, gdzie przez nasze mieszkanie przewinęło się jakieś 30 osób i 12-ścioro dzieci włączam chwilowo opcję luz i spokój. Wyciszam się dziś totalnie i zwalniam tempo zjadając weekendowe resztki. Potrzebna mi chwilowa izolacja od rzeczywistości.
Doceniam to, że nie mam telewizora, siadam wieczorem na kanapie i chętnie sięgam po gazetę lub książkę. Staranie selekcjonuję sobie wiadomości. Kiedy jeszcze w domu teściowej wieczorem włączaliśmy telewizor by posłuchać co się dzieje w naszym kraju nie dawałam czasami rady przetrawić niektórych ludzkich tragedii, zwłaszcza tragedii dzieci, zdarzało się, że wściekła wyłączałam telewizor bo po prostu nie mogłam tego słuchać, serce ściska mnie w takich chwilach jak oszalałe i nie mogę potem spać( już teraz wiem po kim Zocha ma tę wrażliwość) . Kiedy sięgam po nowy Wprost i czytam dwa zdania, o ośmioletnich dziewczynkach wydawanych za mąż w Indiach za dorosłych mężczyzn, gwałconych co dziennie, to nie mogę czytać dalej, przewracam stronę. Nie jestem w stanie tego czytać. I to nie chodzi o to, że jestem obojętna. Wręcz przeciwnie, ciężko mi się pogodzić z tym, że inni cierpią, chciałabym zbawić Świat a nie umiem. I już wolę tego nie wiedzieć. Żyć w nieświadomości.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

O czterolatce. Ku pamięci.

Dużo można o niej napisać... na pewno to, że nie jest typowym dzieckiem. Jest wielkim wrażliwcem przez duże W. Wydaje mi się, że odbiera pewne sytuacje o wiele mocniej i bardziej emocjonalnie niż my wszyscy razem wzięci. Zanim coś wytłumaczy najpierw krzyczy. Ma swoje natręctwa ( ale kto ich dziś nie ma :))  Bo przecież rękawki od bluzki muszą być równo ułożone, metki wycięte, szczoteczka do zębów musi stać w jednym miejscu na umywalce, chleb tylko taki bez dziur, szynka równiutko na kanapce położona ( a niech tylko się przerwie podczas jedzenia na pół) , koło talerzyka serwetka by wycierać paluszki, kredki do malowania pięknie naostrzone i takie tam inne... Malkontenctwo ma wrodzone tylko nie wiem po kim :)
Wciąż siedzi z nosem w książkach, ostatnio nałogowa układa też puzzle i koloruje. Ale tylko kredkami bo farby bardzo brudzą :)  Uwielbia zabawy małymi ludzikami, odgrywać różne scenki i wcielać się w przeróżne role.
Czasem ma chwile kiedy chce być sama i wkurzają ją inni ludzie( np siostra). Dba o to, by nikt nie ruszał jej rzeczy, no chyba, że ktoś się zapyta, poprosi to czasem uzyska zgodę :)
Ale zauważam w niej zalążki empatii. Było kilka sytuacji, które przekonały mnie, że dziecię me w sercu jest pełne współczucia i nie jest obojętna na cierpienie innych. Chciała oddać nawet jedną ze swoich( prawie ulubionych) zabawek, która tak bardzo spodobała się jej koleżance. Spieszy z pomocą gdy Młodsza Siostra jej potrzebuje. Docenia to, że ją ma, powtarza czasem : jak dobrze Haniu, że jesteś ( słowa wyjęte z moich ust).
W sercu jest prawdziwą księżniczką, uwielbia róże i świecidełka. Stroi się i chętnie zakłada korale ale tylko na chwilę bo po dłuższym czasie stwierdza, że to nie jest wygodne. Praktycyzm i konformizm w jej przypadku zwycięża. Nie dla niej fikuśne spinki i zaplatańce na włosach.
Z tą księżniczką ( jakże to jest odległe od naszych rodzicielskich gustów i przekonań) to taka trochę "wykrakana" sprawa. Kiedy Zosia się urodziła miała kruczo- czarne włosy, skośne oczy i okrągłą pulchną buźkę. Wydawało nam się, że wygląda jak dziecko z Mongolii. Pół żartem, pół serio nazywaliśmy ją naszą małą mongolską księżniczką... i mamy teraz prawdziwą księżniczkę w domu. Także uważajcie co mówicie do noworodków bo one to wszystko rozumieją  i w to wierzą :P
Ulubiona książka : wciąż Pippi. 
Cztery lata to już dużo ( jak dla mnie), zaczynam inaczej o niej myśleć. Już nie jest taką małą dziewczynką. Choć emocjonalnie to wciąż dzidziuś. 




czwartek, 10 stycznia 2013

Życie

Wnieśliśmy życie do tego mieszkania. Już prawie dwa tygodnie. Nowy Rok- nowe życie. Ciągle coś się dzieje i obiecuję Wam, że powoli wszystko zobaczycie. 
Jesteśmy wciąż bez listew ( nadzieja, że jutro w końcu Pan Monter się pojawi, ale tak już od 17 grudnia się pojawia więc to będzie naprawdę coś jak jutro przekroczy nasz próg) i kończymy szafy. Tzn nasz kolega.

Kuchnia ożyła, nabrała barw i dostała długie półki - 4,10 m ( które po lewej stronie są częścią biurka, a po prawej kuchni) , na których mogę eksponować moje ulubione przedmioty. Zrezygnowaliśmy z okapu a sterczący kabel wykorzystamy do oświetlenia blatu. Lubię tą kuchnie mimo iż straszy gołym parapetem. Wciąż wielu rzeczy mi brakuje, kończą się kubki, talerze zanim zmywarka się napełni. Ale z czasem dorobimy się naszej własnej kolekcji :) 
Nie mamy w kuchni żadnych kafli nawet za płytą gazową. Postawiliśmy szklaną antyramę z plakatem pracy Banksy'ego Sprawdza się super, czyści się łatwo a jak nam się znudzi to zmienimy plakat. Gotowałam już nawet sos do spaghetti i plam na ścianie zero.
A tu jeszcze nasza ukryta pralka. Pokazuję specjalnie na życzenie Asi. :P
Na korytarzu na półkach  brak już miejsca. Oj trzeba będzie przyczepić nowe.
I jeszcze małe DIY.
Czekała już od wakacji. Mój sąsiad chciał ją wyrzucić-stara, drewniana walizka babci. Nie mogłam na to patrzeć. Wyszlifowałam ją, pozbyłam się pokrywy ( było podbite metalem i strasznie ciężkie), polakierowałam, pomalowałam metalowe części na czarno, dodałam kółka. I proszę, sprawdza się idealnie przy kanapie na książki, puzzle i gry, które nam wspólnie z dziewczynami zajmują czas w salonie.

Miłego weekendu! Nasz będzie obfitował w dwie imprezy z okazji pewnych czwartych urodzin. Zabieram się właśnie za biszkopt na tort. A dekoracje pokaże wam już po. Dziś tylko mały przedsmak. Inspirację znalazłam tu, u Agnieszki. 


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...