poniedziałek, 28 października 2013

Jesienna zdobycz.

Mało brakowało a porąbana na kawałki grzałaby w zimie któregoś z  mieszkańców naszej dzielnicy.  Została jednak zauważona, do domu własnymi rękoma przytachana i pokochana. Dzięki Ci losie, żeśmy wtedy śmieci wyrzucali!!!
Tym sposobem zagościł u nas prawdziwy antyk, mocno w jesiennym klimacie. 



A u dziewczynek w pokoju ostatnio pojawiły się takie obrazki ( pocztówki z książki " O psie który szukał" Wyd. Ładne Halo. oraz ulotka dziewczyn z bloga TIU TIU. )

Wycinacie dynie na Halloween? Nasze wielkie dynio-głowy już czekają na balkonie. 


W tym roku zamiast tradycyjnego wycinania nożem mam ochotę wypróbować sposób z wiertarką i kredkami : 



sobota, 26 października 2013

Czasem trzeba zrezygnować...

Dziś o tej porze mieliśmy spacerować na drugim końcu Polski i podziwiać jesienne morze. Sopot czekał na nas z "otwartymi rękoma" i zapraszał. A my? Spacerujemy owszem, ale po naszych starych, utartych już ścieżkach. Czasem jest tak, że coś wymyślę i  jestem pewna , że damy radę, dopniemy wszystko na ostatni guzik i dając z siebie 200% zrobimy coś szalonego. Czasem niestety się mylę i muszę zrezygnować z tych pięknych obrazków i myśli kłębiących się w głowie od kilku dni. Zamiast urzeczywistniać znów wkładam je do szufladki z napisem "marzenia". Trudno. Katary w nosie, skarbonka pusta, nie ma wyjazdu. Jest za to piękna jesień we Wrocławiu. I tego się trzymajmy. 


 Nasza Zocha- pożeracz paznokci, kurcze jak tak się zastanowić to już dobrych kilka lat nie obcinałam jej paznokci u rąk. 






czwartek, 24 października 2013

Podróże małe i duże. Piła.

Już od dawna czekali na nasz przyjazd. A weekendy mijały, jeden za drugim... W końcu spontaniczna decyzja sprawiła, że spędziliśmy bardzo miłe dwa dni, wypełnione dobrym jedzeniem, wesołym towarzystwem i spacerami w pięknym słońcu. Kochani dziękujemy, że nas przyjęliście pod swój dach.
Kiedy wyjechaliśmy w sobotę o świcie, drogę oświetlał nam ogromny księżyc. Przepiękny był. I zaskoczył nas pierwszy przymrozek w tym roku. 

W sobotę było zimno, nawet moje dziewczyny zimowe kurtki przyodziały, a w niedzielę kompletna zmiana, wiosna i prawie 20st, bez czapek, w samych bluzach biegały. Ech szalona ta pogoda. 

 
 Hanka tak się wymazała flamastrem wieczorem, że potem kilka dni łaziła z taką krechą na brodzie :/ Na zdjęciu z najmilszym psem jakiego znamy i którego mocno zazdrościmy. Z Borą. 
 I przepyszne ciasteczka dyniowe z orzechami. Zjadłam ich w ciągu tych dwóch dni chyba tysiące. Asia! Wciąż czekam na przepis bo my lada dzień zabieramy się za wycinanie dyni. 

wtorek, 22 października 2013

Co krokodyl jada na obiad? i Rudyard Kipling

Muszę o tym napisać, bo czasem jest tak, że wychodząc z teatru wciąż jesteśmy pod wielkim wrażeniem tego co właśnie zobaczyliśmy, to coś skłania nas do refleksji i nie pozwala tak po prostu zapomnieć. Takie było najnowsze przedstawienie Wrocławskiego Teatru Lalek " Co krokodyl jada na obiad?"  w reżyserii Jarosława Kiliana, które dziś miałam przyjemność zobaczyć razem z dziećmi z Zosi przedszkola. ( jako ta mama wciąż nie pracująca zostałam na chwilę opiekunem grupy :)) To było coś niesamowitego. Na deskach teatru zostały opowiedziane dwie różne historie, chyba te najbardziej znane z książki " Takie sobie bajeczki" Rudyarda Kiplinga ( twórcy "Księgi dżungli"). 
 W dawnych, bardzo dawnych czasach, Kochanie, słoń wcale nie miał żadnej trąby ... i w tych dawnych, bardzo dawnych czasach żył sobie jeden Słoń, a raczej Słonik. Słoniątko o nieposkromionej ciekawości..."
... tak zaczyna się pierwsza historia, która  jest opowieścią o ciekawskim słoniku, który bez przerwy zadaje pytania. To opowieść, która nie tylko w zabawny sposób tłumaczy nam dlaczego od zawsze słonie mają takie długie trąby, ta opowieść jest troszkę opowieścią o każdym z nas- poznającym świat, zauważającym fakt, że świat się zmienia a my zmieniamy się wraz ze światem.










wszystkie fot. Karol Krukowski, źródło : http://www.teatrlalek.wroclaw.p


Druga historia podobała mi się jeszcze bardziej, bo przecież historia kota to historia o wolności, mimo iż człowiekowi udało się udomowić krowę, konia i psa to kot pozostał do końca zwierzęciem wolnym, podążał zawsze własnymi ścieżkami i chodził dokąd chciał. I tak jest do dziś. 
 „Lepiej własną iść ścieżyną, choćbyś ciemną szedł doliną” – śpiewa Kocur i dodaje: „Lepsza taka kocia rada, niż zapchana autostrada”. 






 wszystkie fot. Karol Krukowski, źródło : http://www.teatrlalek.wroclaw.p
Historie te i innych jedenaście można odnaleźć w książce " Takie sobie bajeczki " Rudyarda Kiplinga, o której to właśnie marzyć zaczynamy i wpisujemy ją na listę wanted. Ale same historie pokazane na scenie nie były by aż tak niesamowite gdyby nie scenografia autorstwa Józefa Wilkonia i Inez Krupiński. Tak to właśnie ogromne rzeźby tego Józefa Wilkonia ( i tu przydała się moja znajomość książki "Psie życie", bo od razu odgadłam autora rzeźb) stanęły dziś na deskach teatru, piękne, naturalne i tak strasznie prawdziwe. Z grubo ciosanego pnia, zaledwie z kilku uderzeń siekiery powstały kształty naznaczone charakterem i indywidualnością. Małpa nie jest tylko małpą reprezentującą gatunek, ale także postacią bezczelną o wielkiej sile przebicia. Wąż zajęty swoimi sprawami, wygląda jakby coś knuł podstępnie na boku, a słoń beztroski i bardzo naiwny został zaopatrzony we wrodzone zdumienie nad światem. 
Polecamy ogromnie! Naprawdę warto wybrać się na to przedstawienie. 


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...