poniedziałek, 30 września 2013

Kobieta zmienną jest

Dopiero co cieszyła się, że włosy ma krótsze...a już marzy o długich. 

Matce też się zmiany zachciało, taki oto włos- eksperyment. Raz usłyszałam : " w pewnym wieku nie wypada tak się już tlenić " :) , a że matka  wczoraj dokładnie wkroczyła już w pewien wiek ( ostatni dwudziesty, a ja wierzyłam że będę wiecznie młoda ) to sobie taką zmianę zafundowała. 

piątek, 27 września 2013

Czas złapać oddech.

Kiedy budzę dziewczyny w piątek rano od razu witam je słowami : "dziś piątek, ostatni dzień idziemy do przedszkola i zaczynamy weekend".  I widzę po ich minach, że to dla nich naprawdę piękna perspektywa. Bo gdyby nie musiały to by codziennie nie wstawały, wolały by z mamą siedzieć ( to ich słowa zresztą- p.s swoją drogą mama to tak nie siedzi na pupie raczej ale niech sobie tak myślą) i leniuchować w piżamach do południa. Muszą jednak i w sumie dobrze. Bo jakże docenia się tą sobotę i niedzielę po pięciu dniach porannych pobudek. Niech piękny będzie ten nasz weekend, wypełniony spotkaniem z przyjaciółmi ( to rodzice!), nocowaniem u babci ( to dzieci!), gdzie podobno "szaleją w ogrodzie do nocy"....
... i jeszcze tym I Międzynarodowym Festiwalem Teatrów dla Dzieci Wybrałam dla dziewczyn czeskie przedstawienie Kot Modre Oczko, które myślę, że im się spodoba. Polecam przejrzeć repertuar bo bilety na cały weekend jeszcze są i są tylko po 5zł, a oprócz tego organizowane są spektakle plenerowe, które są bezpłatne i odbędą się w różnych miejscach we Wrocławiu . 
 piątek : Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy nr 10 im. Janusza Korczaka, Wrocław, ul. Parkowa 27,  godz. 10:00-13:00 
 sobota, Ekologiczne Przedszkole Niepubliczne, Wrocław, ul.Miłoszycka 23, godz. 12:00-15:00,   
niedziela, Stadion Miejski ul.Lotnicza, godz. 15:00-18:00
W spektaklach plenerowych wystąpi ze swym przedstawieniem, wielkimi kukłami i maskami również Klinika Lalek, wędrowny teatr lalek prosto z naszego Wolimierza.  Polecamy i życzymy udanego weekendu! 

niedziela, 22 września 2013

Wakacje!

Jeszcze kilka wakacyjnych ujęć. 
Dzięki Michale- fanie czarno- białych zdjęć :)

























piątek, 20 września 2013

Choroba to czas dla artystów

Tak właśnie. Wiedziałam, że ten czas czai się na nas z ukrycia i dopadnie nas prędzej czy później. Czas chorowania uważam za otwarty, i to już cały tydzień... zaczęło się zaraz po weselu, gdzie to Panny latały spocone i wybiegały z kuzynkami za zewnątrz... kaszel mały, gluty z gardle, gorączka duża, gorączka mała i tak siedzimy( młodsze dziecię właśnie udało się na "dziwną" poranną drzemkę więc włączam opcje czujność, nie chcę powtórzyć wycieczki do szpitala) Wyżywamy się artystycznie. Bo przecież w lecie nie ma na to czasu by rysować, wyklejać i malować farbami. I w sumie dobrze nam z tym, bo za oknem szaro, buro i ponuro i jeszcze pada. Brrr.  
A jak na weselu? Cudownie, pięknie i wzruszająco. Strasznie przeżyłam tą całą uroczystość. Skupiłam się mocno na mojej roli i przygotowałam się bezbłędnie. Miałam w torebce wszystko : wsuwki, agrafki, igła i nitką, superglue, buty na zamianę, dodatkowe pończochy, bibułki matujące, błyszczyki, perfumy, lakier do włosów i nic mnie nie zaskoczyło kiedy musiałam poprawiać fryzurę, spinać i zszywać sukienkę i poprawiać makijaż Pannie Młodej. Dziewczyny również spisały się na medal, "tańcowały na parkiecie" z kuzynkami, po czym padły w hotelowym pokoju jak muchy i spały aż do rana. Nie mogę się doczekać weselnych zdjęć gdyż w tego wszystkiego sama nie zrobiłam ani jednego. Podzielę się z wami nimi na pewno.  
Ja tym czasem wracam do "kiszenia się" Howgh!

czwartek, 12 września 2013

Koszmary mam

Śni mi się wesele, nie moje ale takie wielkie, wiejskie z milionem gości. Biegam zestresowana między stolikami w wielkich szpilkach a każdy ode mnie czegoś chce. Mówią wszyscy na raz, a ja wiem, że powinnam pilnować welonu, czy się nie odpina, czy się nie zahaczył...  
Ciężkie mam ostatnio noce. Wszystko za sprawą tego, że w ten weekend będę pełniła rolę świadka Panny Młodej na prawdziwym wiejskim weselu  ( 170 osób). Przyszły mąż mojej bliskiej kuzynki jest strażakiem więc wszystko odbędzie się z udziałem całej jednostki straży pożarnej i będzie na pewno niesamowitym przeżyciem. Tylko...dopada mnie trema, strach czy podołam zadaniu, czy dziewczyny będą dobrze się czuły wśród tylu ludzi, czy poniosą bukiety w kościele przed Panną Młodą,  czy będą spały spokojnie w hotelu gdzie odbywa się wesele, czy dam radę na obcasach ( nie zwykłam chodzić!)...?
Trzymajcie za mnie w sobotę kciuki. Już jutro wielka próba, a w sobotę wielki dzień. Och jakbym już chciała mieć to za sobą.

wtorek, 10 września 2013

Widzę światełko w tunelu.

 Kontynuując przypadek Hanny 
 Pierwszy tydzień w przedszkolu za nami. Rano były wielkie morza łez, a po przedszkolu chwilowe podskoki radości zmieniały się w burzę z piorunami. Pomogły rozmowy a w ostatni dzień perspektywa, że to ostatni dzień i weekend :) sprawiła iż dziecię nie zapłakało w ogóle. Teraz gdy zaczęliśmy drugi tydzień wiem, że będzie dobrze bo płaczu jakby mniej, radości więcej i ten czas po przedszkolu jakoś tak łatwiej nam mija. Bez tupania, bez złości i "dzidzusiowania" ( " udawanie dzidziusia albo małego kotka to ukochany sposób moich córek by zwrócić na siebie uwagę, nie mam nic przeciwko takim zabawom ale kiedy człowiek tak pół dnia przesiedzi karmiąc, głaskając i nosząc jedną i drugą... to sami rozumiecie że odczuwam pewną ulgę)  
Kontynuując przypadek Zofii Marii 
Tutaj wciąż pojawia się ten sam problem. Z ubieraniem się i w ogóle z ubraniami. Istnieje tylko mała cząstka jej garderoby którą zacna Panna akceptuje i oczywiście zużywamy ją do granic możliwości ( piorę, suszę, ubiera, brudzi, znowu chce ubrać to samo więc piorę, suszę itd...) a jednak codziennie rano mamy sytuacje pt nie chcę tego ubrać bo to drapie, gryzie, swędzi, a podwiń nogawki, a podwiń rękawki,  a popraw skarpetki bo źle się ułożyły...Dodam tylko że wszystko okupione jest złością i krzykiem.
Wpadłam na pomysł by zastosować w jej przypadku jakąś tablicę motywacyjną, jakieś kolorowe nalepki, perspektywa nagrody itd. Nie jestem w pełni do tego przekonana, jestem wręcz pewna, że tym sposobem dojdziemy do sytuacji kiedy Zosia będzie wzorowo ubierała się dla samej nalepki... ale tonący brzytwy się chwyta. Marzę by się kiedyś ubrała nie złoszcząc się.
Czy ktoś stosował taką tablicę? Jak wasze dzieci na to reagują? 
 
Na zdjęciach weekendowy luz- bluz :) zwróćcie uwagę na nowe fryzury. Pożegnaliśmy z radością etap zapuszczania włosów na Roszpunkę. Ufff. 






środa, 4 września 2013

Przedszkolne przypadki

Przypadek Młodszej. ( lat prawie 3) 
Nie jest lekko. Straszny z niej wrażliwiec, a debiuty nigdy nie są łatwe. Tyle zostało powiedziane i pokazane ( przez dwa lata z boku  przyglądała się jak to funkcjonuje). Tyle książek przeczytanych, tyle opowieści wymyślonych... I nie jest lekko. Rano wstaje dzielnie, ubiera się już ze smutną miną a moje serce z żalu rozpada się na tysiące kawałków. Potem płacze a Pani zabiera ją z rąk Taty . Płacze, ściskając tygrysa stoi przy oknie i patrzy w dal. Czeka. Czeka cały dzień,, "nie je, nie bawi się, nie sprząta" ( jak to sama wczoraj powiedziała) tylko czeka aż przyjdę. Po powrocie do domu wyraźnie odreagowuje, wścieka się i wierzga. Tyle w niej złości. A ja wciąż przytulam i rozmawiam i... Co jeszcze mogę zrobić?

Przypadek Starszej ( lat prawie 5) 
Nie jest lekko. Wciąż mały z niej bąbel... Przecież wszystko wie i rozumie. Zna. Ale jednak wciąż z żalem otwiera sklejone oczy, wstaje z wielkim fochem i stwierdza, że nic nie umie. Nie umie się rozebrać, ubrać i w ogóle nie chce tych butów, tego swetra, chustki itd... Krzyczy. Gdy wchodzi do przedszkola rozpromienia się bo właśnie zobaczyła najlepszą koleżankę. Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki życie staje się piękne. Buty same się ściągają a guziki w swetrze odpinają się na zawołanie. W podskokach ściskając rękę koleżanki biegnie na górę. Znika. 

Cholera. Nie jest lekko. 

wtorek, 3 września 2013

Ten miły czas- wakacji czas.

Już się skończył. W tym roku szybko musiałam pogodzić się, że to już koniec. Nie było czasu na powakacyjną "żałobę". Młodsze dziecię od wczoraj oficjalnie stało się przedszkolakiem i ten miły fakt sprawił iż prosto z wakacji wskoczyliśmy już w inny temat. O tym napiszę wkrótce a dziś jeszcze o wakacjach. Było cudownie jak zwykle. Ale jak mogło być inaczej kiedy trzeci raz z rzędu jedzie się w to samo miejsce i z tymi samymi ludźmi. Strasznie lubię półwysep helski i uważam, że każdy znajdzie tam coś dla siebie : zatokę gdzie czuć sportowego ducha i kiedy wieje na horyzoncie pojawia się miliony żagli i latawców oraz piękną plażę, która nigdy się nie zaludnia. W ty roku byliśmy w Jastarni w dokładnie tym samym miejscu co dwa lata temu. I choć akurat miasteczka Jastarnia nie cierpię! to nasz ośrodek położony zaraz przy morzu i z daleka od  uliczek zawalonych straganami z badziewiem dawał poczucie alienacji i ciszy. A tego właśnie potrzebowałam. Cenię sobie również fakt, że mieliśmy wykupione wyżywienie i przez dwa tygodnie nie musiałam gotować. Dziewczyny choć czasu jeść na stołówce nigdy nie miały to z napełnionych  pojemników już chętnie zjadały. Pojawił się również w tym roku etap wakacyjnych znajomości i samodzielnej zabawy z innymi dziećmi w ośrodku. Do dziś dziewczyny wspominają różne imiona i zabawy z dzieciakami. Także zostawiam Was z porcją zdjęć. Proszę spójrzcie na niektóre z przymrużeniem oka :) Enjoy! 
 


I jeszcze porcja zdjęć z innego źródła. Dziękujemy Tacie tego chłopczyka za cudowne zdjęcia i czekamy na więcej :)















 Cały wyjazd Zosia marzyła by wejść do dmuchanej kuli i połazić po wodzie, gadała o tym i gadała... aż w końcu zgodziłam się i pozwoliłam jej spróbować. I niezbyt jej się to podobało. Pan jeszcze dobrze kuli nie nadmuchał a już chciała uciekać :)


I jeszcze mam dla was perełkę. Tylko nie myślcie o nas źle :)

 Pomysł i reżyseria : Mikołaj Kiestrzyń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...