Muszę o tym napisać, bo czasem jest tak, że wychodząc z teatru wciąż jesteśmy pod wielkim wrażeniem tego co właśnie zobaczyliśmy, to coś skłania nas do refleksji i nie pozwala tak po prostu zapomnieć. Takie było najnowsze przedstawienie Wrocławskiego Teatru Lalek " Co krokodyl jada na obiad?" w reżyserii Jarosława Kiliana, które dziś miałam przyjemność zobaczyć razem z dziećmi z Zosi przedszkola. ( jako ta mama wciąż nie pracująca zostałam na chwilę opiekunem grupy :)) To było coś niesamowitego. Na deskach teatru zostały opowiedziane dwie różne historie, chyba te najbardziej znane z książki " Takie sobie bajeczki" Rudyarda Kiplinga ( twórcy "Księgi dżungli").
„W dawnych, bardzo dawnych czasach, Kochanie, słoń wcale nie miał żadnej trąby ... i w tych dawnych, bardzo dawnych czasach żył sobie jeden Słoń, a raczej Słonik. Słoniątko o nieposkromionej ciekawości..."
... tak zaczyna się pierwsza historia, która jest opowieścią o ciekawskim słoniku, który bez przerwy zadaje pytania. To opowieść, która nie tylko w zabawny sposób tłumaczy nam dlaczego od zawsze słonie mają takie długie trąby, ta opowieść jest troszkę opowieścią o każdym z nas- poznającym świat, zauważającym fakt, że świat się zmienia a my zmieniamy się wraz ze światem.
wszystkie fot. Karol Krukowski, źródło : http://www.teatrlalek.wroclaw.pl
Druga historia podobała mi się jeszcze bardziej, bo przecież historia kota to historia o wolności, mimo iż człowiekowi udało się udomowić krowę, konia i psa to kot pozostał do końca zwierzęciem wolnym, podążał zawsze własnymi ścieżkami i chodził dokąd chciał. I tak jest do dziś.
„Lepiej własną iść ścieżyną, choćbyś ciemną szedł doliną” – śpiewa Kocur i dodaje: „Lepsza taka kocia rada, niż zapchana autostrada”.
wszystkie fot. Karol Krukowski, źródło : http://www.teatrlalek.wroclaw.pl
Historie te i innych jedenaście można odnaleźć w książce " Takie sobie bajeczki " Rudyarda Kiplinga, o której to właśnie marzyć zaczynamy i wpisujemy ją na listę wanted. Ale same historie pokazane na scenie nie były by aż tak niesamowite gdyby nie scenografia autorstwa Józefa Wilkonia i Inez Krupiński. Tak to właśnie ogromne rzeźby tego Józefa Wilkonia ( i tu przydała się moja znajomość książki "Psie życie", bo od razu odgadłam autora rzeźb) stanęły dziś na deskach teatru, piękne, naturalne i tak strasznie prawdziwe. Z grubo ciosanego pnia, zaledwie z kilku uderzeń siekiery powstały kształty naznaczone charakterem i indywidualnością. Małpa nie jest tylko małpą reprezentującą gatunek, ale także postacią bezczelną o wielkiej sile przebicia. Wąż zajęty swoimi sprawami, wygląda jakby coś knuł podstępnie na boku, a słoń beztroski i bardzo naiwny został zaopatrzony we wrodzone zdumienie nad światem.
Polecamy ogromnie! Naprawdę warto wybrać się na to przedstawienie.
ja też od razu poznałam, że to prace WIlkonia! PIĘKNE! jeśli tylko będę miała okazję - zabiorę Ewkę :)
OdpowiedzUsuńZabierz koniecznie!
UsuńPozazdrościć takiego teatru! My w Warszawie mamy Teatr Małego Widza, gdzie są przedstawienia nawet dla dwulatków! (My też niedługo wybieramy się na przedstawienie). :)
OdpowiedzUsuńKiedyś jak byliśmy w Warszawie były plany by się wybrać ale w końcu nie wypaliło. Więc znam ten teatr tylko z opowiadań.
UsuńRzezby Wilkonia też pierwsze, co rzuciły mi się w oczy :) , gdy tylko nadarzy się okazja pomkniemy na spektakl, choćby dla samej scenografii.
OdpowiedzUsuńPolecam naprawdę!
UsuńZ teatrami dla dzieci bywa różnie. Gdy mieszkaliśmy w mieście na Ł. bardzo zniechęciło nas jeden z nich. Przedstawienia dla dzieci nie miały uroku baśni. Były bardzo futurystyczne i bardziej odwoływały się do naszej, rodziców, perfekcji. Ale inny teatr na którym również byłam jako opiekun, zachwycił mnie wyświechtanym przecież "Kopciuszkiem".
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam takie teatry( nie cierpię słodkich, "różowych" przedstawień) i chyba przekazuję tego bakcyla moim dziewczynom bo one mimo iż te śliczności też lubią to często wpadają w zachwyt właśnie taką nowoczesnością i innością.
UsuńJa nie odgadłam, że to Wilkoń, ale - ach, spektakle wyglądają bardzo interesująco. Szkoda, że u nas (Irlandia) tak mało się dzieje...
OdpowiedzUsuńSięgnijcie chociaż po książkę, też warto.
UsuńU moim mieście też jest na szczęście teatr lalek -co wiecej odbywa się tu festiwal sztuki lalkarskiej, a to prawdziwa gratka :)
OdpowiedzUsuńWow, ale super!
UsuńZazdrościmy bardzo. I to na przypomina, że od czerwca nie byliśmy w teatrze! :-/
OdpowiedzUsuńMoże będzie okazja się wybrać razem?
UsuńI jak tu się nie cieszyć na powrót do Wrocławia? :) A tu jest audiobook tego samego autora o Słoniątku. http://iczytam.pl/prod71,41 Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOooo ale super, dzięki za linka!
Usuńszkoda,że my tak daleko do Wrocławia mamy! żal!
OdpowiedzUsuńszkoda, szkoda, czas wyprawę robić!
UsuńO takich fajnych wydarzeniach to my tylko pomarzyć możemy :)
OdpowiedzUsuńMarzenia się spełniają, np we Wrocławiu :)
UsuńZ taką pasją opisałaś te przedstawienia, że nabrałam wielkiej ochoty na nie :-)
OdpowiedzUsuńSprawdźcie chociaż książkę, ja to teraz myślę o tek książce ciągle. Chyba nawet jutro w bibliotece sprawdzę czy jest bo akurat się wybieramy.
UsuńWspaniała sprwa! W czerwcu widziałyśmy wspaniałe przedstawienie w Wawie, natomiast u nas...:/ Marzy nam się!
OdpowiedzUsuńMoże coś u nas zaplanujemy...zobaczy się. :)
Usuńbyłam z moim 4-latkiem
OdpowiedzUsuńRewelacyjne przedstawienie!
siedział z otwartą buzią mimo 80 minut ;-)
pozdrawiam
ivonesca
Tak robiło to na dzieciach wrażenie, nasze pięciolatki to aż wstawały momentami z wrażenia.
Usuń