Słodyczowy koszmar
Czemu wszystkim dookoła wydaje się, że najlepszym prezentem dla dziecka są słodycze? Moje dzieci przez ostatnie dwa dni zjadły więcej słodyczy niż przez cały miesiąc. Każdy ( dziadek, babcia, sąsiadka, pani w sali zabaw ) raczył moje dziewczyny cukierkami, lizakami, żelkami czy ciastkami z czekoladą. Czemu, no czemu tak strasznie zakorzenione w ludziach jest przeświadczenie, że słodycze są właśnie tą rzeczą, która uszczęśliwia dzieci najbardziej?
Kwestię słodyczy mamy z moimi dziewczynami raczej uregulowaną : słodycze jemy tylko w sobotę i w niedzielę. Czasem robimy wyjątki gdy wystąpi jakaś "specjalna okazja". Wyjątkiem są również lody sprzedawane na gałki i w upalne dni chętnie chodzimy nawet codziennie na kulkę lodów. Nasze "słodyczowe dni" nie oznaczają jednak, że można przez całe dzień jeść słodycze i tylko słodycze. Ilości są naprawdę symboliczne.
Jednak dni takie jak Dzień Dziecka burzą nam cały porządek. Dzieci są zasypywane słodyczami, a mi czasem brak słów by cokolwiek powiedzieć kiedy kolejna napotkana tego dnia osoba wręcza moim dzieciom czwartego już lizaka. Uff dobrze, że jutro już poniedziałek.
Czy wasze dzieci jedzą dużo słodyczy? Codziennie czy raczej w określone dni?
u nas podobnie jak u Ciebie - weekend to słodycze :) najchętniej domowe ciasta i ciasteczka, ale zdarza się kilka żelków, rzadziej lizak czy jajo czekoladowe :) rodzinę trochę do tego przyzwyczailiśmy, najbliższą - dalsza całe szczęście widzi nas sporadycznie ;)
OdpowiedzUsuńPS no i lody, też jak u Ciebie, to inna kategoria :D
Asiu, zgadzam się z Tobą w 100%. Mnie to w Polsce też strasznie wkurza, to wciskanie słodyczy na siłę. I żeby to jeszcze tylko to o słodycze chodziło, ale wszyscy w rodzinie wiedzą, że Natek jest uczulony na kakao, a i tak mu dają czekoladę, którą mi potem dziecko ze smutkiem oddaje, mówiąc, że on nie może. Tu jest z tym jakoś lepiej. Czasem dają lizaki w sklepach przy kasie, ale z reguły najpierw dyskretnie pytają rodziców.
OdpowiedzUsuńMy też mamy takie zasady, że słodycze są w weekendy. W tygodniu czasem jest tylko budyń, kisiel itp. I wszystkim z tym dobrze.
My nie mamy jakichś określonych dni na słodycze, raczej wszystko wychodzi spontanicznie. Wszystko jest dla ludzi czyt. dzieci ;-) tylko wszystko z umiarem :-)
OdpowiedzUsuńMoi teściowie uważają, że jeżęli dziecko chce słodycza, powinno się mu je dać. Bo gdy się nie da, to tak jakby dziecku działa się krzywda, bo np. płacze innymi słowy wymusza (dla dziadków oznacza to krzywdę dziecka!!!) Na szczęście po powrocie od teściów chłopcy wracają do nawyków domowych, nie mam siły walczyć z teściami, oni już chyba swojego myślenia nie zmienią :-o
Jeśli możesz usuń weryfikację obrazkową?
OdpowiedzUsuńMy nie mamy wyznaczonych, "słodyczowych dni".
OdpowiedzUsuńNie jemy żelek, żelków? , gum i czekoladowych batonów.
Z kupnych rzeczy daję Olkowi wafelki i lizaki od czasu do czasu, kiedyś biszkopty, teraz już nie.
Staram się mu dawać "moje" słodycze- ciasto czy babeczki- przynajmniej wiem, co tam jest w środku.
Mam to szczęście, że Olek lubi owoce, bez wyjątku :)
A najlepszą przekąską są dla niego obok zielonych oliwek żurawina i
rodzynki :)
Ooo! Oliwki! Uwielbiam oliwki, gdyby tak moje dziewczyny polubiły to miałabym niemałą konkurencję :)
UsuńU nas słodycze podajemy dziewczynkom rzadko, czekoladki itp najczęściej wyrzucam do kubła bo się przeterminowały od leżenia. Najgorsze właśnie jest to gdy ktoś z rodziny lub znajomych wręcza dzieciom w rękę cała pakę czekolad lub gum i patrzy na mnie z wyrzutem, że śmiem im tę ilość ograniczać, albo jeszcze lepiej, sami odpakowują i dalej częstują "biedne"dzieci, którym ja, zła matka pozwoliłam zjeść 2-3 kawałeczki a nie wszystko na raz :-o . Dlatego ja najczęściej do prezentu dla maluchów dołączam soczki lub chrupki zamiast łakoci. Od tygodnia wprowadziłyśmy zasadę słodyczowego weekendu i o dziwo! przyjęła się u córek z entuzjazmem. Starsza odlicza czas do "słodyczowych dni" bez żalu a młodsza w ogóle za nimi nie tęskni jeśli ich nie widzi. W tyg preferuję różnego rodzaju chrupki ryżowe, kukurydziane, paluszki. Rozpoczął się sezon na owoce wiec podsuwam dzieciom na przegryzkę kawałki owoców i warzyw różnego rodzaju więc może dlatego bez żalu zrezygnowały ze słodyczy ale za to w domu musi być cały czas arbuz :)
OdpowiedzUsuńU nas raczej w weekend, chociaż zdarzają się drobne grzeszki w ciągu tygodnia. Najczęściej własne ciasta, muffinki, ale też kinder czekoladki, bo sama lubię. Niechętnie żelki (zdarza się, że nas potem wysypuje od stóp do głów, nie wiem, co tam jest), niechętnie lizaki. Wkurzają mnie babcie, które zamiast zabrać mi dziecko na plac zabaw na przykład, przynoszą gumy mamby i herbatniki. Za nic nie mogę wyplenić zwyczaju.
OdpowiedzUsuńoj tak, jakby wizyta dziadków i wspólny czas, jakieś wyjście nie byłby wystarczającym prezentem...
UsuńMy próbowaliśmy kiedyś dawać słodycze tylko w soboty i niedziele. Niestety nie zadziałało to jak powinno. Wręcz przeciwnie spowodowało, że jeśli dziewczynom ktoś przypadkiem dawał słodycze w środku tygodnia zachowywały się niemal jak sępy, które rzucały się na nie jakby w ogóle słodyczy w życiu nie widziały. Dlatego zrezygnowaliśmy ze słodyczowych dni w weekend. Nie oznacza to jednak że moje dzieci jedzą słodycze codziennie. Poza tym u Idy w przedszkolu dzieci często nagradzane są słodyczami na co chyba zbytnio nie mam wpływu.
OdpowiedzUsuńNajgorzej u nas jest z dziadkiem dziewczyn. To on przynosi im najwięcej słodyczy. Niestety moje prośby nie za bardzo do niego docierają. Jeszcze w dodatku wszystkiego zawsze kupuje w nadmiarze, na dzień dziecka przyniósł chyba nie pięć małych paczuszek gum mamb ale całe pięć wagoników. No i tak to u nas potem jest że leżą te słodycze w szafce, tracą datę ważności do spożycia i wyrzucam je do kosza. Na szczęście babcie już zrozumiały że mama nie znosi słodyczy. Ja sama jem bardzo mało słodyczy więc mam też taką nadzieję że jeszcze kilka lat i dziewczyny zrozumieją że słodycze w nadmiarze są nie zdrowe.
W naszej rodzinie jak mamy ochotę na coś słodkiego, jemy ciemną czekoladę, ciasta domowej roboty (np. marchewkowe, chleb bananowy, brownie), kisiel własnoręcznie zrobiony (sok + mąka ziemniaczana), żurawinę, rodzynki. Gdy urodził się Antoś, zaczęłam jeszcze bardziej uważać na to, co jemy. Odkąd przerzuciliśmy się na ciemną czekoladę (najbardziej lubimy surową), to mlecznej przełknąć nie mogę, taka słodka mi się wydaje :) A Antoś jak widzi ciemną czekoladę, to aż do niej pieje :) Jemy coś słodkiego jakieś 2-3 razy w tygodniu, gdy nas najdzie ochota, ale myślę, że jak Antoś będzie większy (teraz ma 20 m-cy), to wprowadzimy "słodyczowe dni" i sprawdzimy jak to u nas działa. A z dziadkami - macie rację - są niereformowalni! ;) Nie podoba mi się też to, że obcy ludzie częstują moje dziecko np. batonikiem. Dzisiaj pierwszy raz mi się zdarzyło, że dziewczyna zapytała mnie, czy może poczęstować Antosia biszkoptem - przeważnie ludzie po prostu wciskają coś dziecku, nie pytając mnie o zdanie. I nie wiem co lepsze - odmówić czy schować batonika do kieszeni, bo tak głupio odmówić, jak ktoś chce być miły...
OdpowiedzUsuńMiałam właśnie niedawno sytuację na przystanku autobusowym, kiedy moja Hanka zobaczyła, że dziewczynka je loda i zaczęła marudzić, że też chce. Ja jej odmówiłam bo stałyśmy na przystanku i nie było za bardzo czasu na to. Pani siedząca na przystanku wygrzebała z torebki jakiegoś starego, zmacerowanego landrynka i wręczyła mojemu dziecku na pocieszenie. Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać...czy może jeszcze drżeć ze strachu, że zaraz będę dziecko musiała ratować bo mu ten landrynek stanie w gardle :/
Usuńp.s Hanka szczęśliwie zjadła :)
UsuńNie, nie mamy dni slodyczowych... Po prostu od czas do czasu jakis slodycz sie przewinie. Mysle, ze wszystko jest dla ludzi i dzieci, ale z umiarem. Pozatym cos na co sie czeka staje sie wieksza atrakcja niz cos co jest dostepne, ale z umiarem. Ciezko jest mi okreslic jak czesto J. je slodycze, czasem przez tydzien czy dwa wogole, czasem co drugi dzien, jak sie zdarzy. W Holandii chyba nigdy nie spotkalam sie zeby ktos dal J. jakis slodycz, to chyba polska specjalnosc ;))Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńU mnie starsza córka (8 lat) pyta się czy może coś słodkiego zjeść, a młody jeszcze za młody jeszcze (22 miesiące) i sama mu je dawkuje. Ja uważam że można jeść słodycze codziennie ale w małych ilościach np. 1-2 kinder lub kilka zelkow haribo to nie przestępstwo.
OdpowiedzUsuńU nas podobnie, "słodyczowa sobota" i czasem niedziela, ale warunkiem jest zjedzenie śniadania, obiadu i kolacji, więc tych słodyczy też nie ma fury... kto by to zmieścił.. Najczęściej ogranicza się to do czegoś słodkiego po śniadaniu i obiedzie. Mamy również wyjątkowe dni - urodziny, jakaś inna okazja. Mnie najbardziej wkurzają święta i słodycze marnej jakości. Bo ja wolę dać coś dobrego w ilości 1 niż niesmaczne jajka w pazłotkach, które przy czekoladzie nawet nie leżały a jest ich milion. To mnie wkurza. Moje Dzieci uwielbiają czekoladę. Mogłyby jeść codziennie (gdyby mogły) ale wkurzają mnie ciocie, babcie itd, którzy znoszą nadziewane zaklejacze, soczki (!)... no wkurza mnie to! Przykłady można mnożyć - moje Dziewczyny lubią pić wodę... a tu ciocia przyniesie jakiś napój z księżniczką... szkoda gadać;) Zamiast worka z batonikami lepiej kupic książkę :-)
OdpowiedzUsuń