Kolejny post miał być o Hankowych grach. Ale będzie inny... Wczoraj byłam zła, przez łzy rzucałam czarnymi myślami. Dlaczego teraz? Dlaczego On? Co teraz będzie? Dziś już tylko dopadła mnie bezradność wobec nieprzewidywalnego losu. Akurat my z mężem należymy do osób, które nie są z natury pesymistami. Staramy się żyć chwilą i budować jakąś tymczasową rzeczywistość, niezbyt przejmujemy się tym co będzie za dziesięć lat. Staramy się przeżywać życie przyjemnie i nie załamywać się głupotami. Ale można się wkurzyć gdy nagle coś lub ktoś tą rzeczywistość psuje, rujnuje, każe natychmiast zmieniać plany na jutro i rezygnować z tego co już się wypracowało. Szczególnie, że teraz trzeba myśleć za czterech. Jakieś dwa tygodnie temu z przykrością słuchałam opowieści koleżanki, że mąż stracił pracę. Współczułam im. Dziś to ja potrzebuję waszego współczucia... Ciekawie nie jest. Ja nie pracująca, On nie pracujący. "Mały"( mały w porównaniu do innych) kredyt w kieszeni. Ale....Musi być dobrze. Na pewno. Mąż nie głupi - jakoś sobie poradzi, a i może mnie sytuacja zmobilizuje w końcu do działania i zrealizowania marzeń. Trzeba to wziąć na klatę. Wczoraj zła byłam, że tak nagle tracimy grunt pod nogami. Ale dziś wiem, że "nikt nie umiera" i zawsze może być gorzej. Tfu, tfu! Czeka nas sporo pracy, trochę nerwów, wyrzeczeń i zaciśnięcie pasa. Trzymajcie strasznie mocno kciuki bo sądząc po tym co się dzieje teraz na rynku pracy może to trochę potrwać.
Po przeczytaniu tego co napisałam wyczuwam z tekstu spokój. Chyba wyżyłam się kulinarnie piekąc brownie z suszoną śliwką z książki Elizy Mórawskiej i jakieś 50 rogali marchewkowych z TEGO przepisu na Dzień Babci i Dziadka u Zosi w przedszkolu.
Jednak na jutro wyczuwam wahania nastroju, duszę to w sobie a tak naprawdę wkurzają mnie ludzie od których jestem uzależniona, którzy wykorzystują moje słabości, wkurza mnie myśl, że wciąż się o coś staramy z mężem i nie ma momentów wytchnienia...Wkurza mnie ta zima. Pragnę wiosny!
Jak widzicie trwa gonitwa myśli... w trybie sinusoidalnym...up and down.
Na pocieszenie moja ulubiona ostatnio piosenka. Nie nudzi mi się od tygodni :
kochana, przytulam mocno. strasznie mi przykro, ale wierzę, że dacie radę. jesteśmy z wami.
to jest taki kraj parszywy, gdzie się chcącym, pracowitym i młodym kłody pod nogi rzuca. taka moja smutna diagnoza stanu rzeczy. ech...idzie wiosna, głowa do góry. resztę wyślę na @.
bylam w Twojej skorze zeszly rok... ciezko bylo bardzo ale to nie koniec swiata...mimo ze pracowalam to i tak to nie starczalo...bylam wsciekla znerwicowana...a potem okazalo sie ze babcia ktora z nami mieszka i opiekuje sie dzieckiem ma raka.. jak myslalam ze jest tragicznie okazuje sie ze moze byc jeszcze gorzej....tak wiec ZDROWIE najwazniejsze reszta sie ulozy zobaczyc...
Nie łam się dacie rade.Jeszcze tak niedawno u nas było podobnie i teraz wychodzimy na prostą,wam też się uda.Trzymamy kciuki.Ściskamy ;rodzina Czerników:-)
Oj, kiepsko :( Na pocieszenie moge zaprosić do mojego candy, terapia kolorem? ;)) Sciskam! No i to sie napewno ułoży, może nawet wyjdzie z tego cos dobrego, lepszego?
Wszystko będzie dobrze, głęboko w to wierzę. Nie załamujcie się tylko. Też byliśmy w takiej sytuacji 4 lata temu, kiedy Ida miała 10 miesięcy, ja byłam na urlopie wychowawczym, a D. został zwolniony. W mniejszym mieście w którym o pracę jest bardzo ciężko. A Wrocław to duże miasto. I przez to teraz będziemy mieszkać "na wsi". Trzymajcie się ciepło :)
Asiu :)oj nie za ciekawie się zrobiło :( ale głowa do góry, trzeba myśleć pozytywnie, wszystko się ułoży zobaczysz. trzymaj się, goroco was pozdrawiam :)
Kochana Będzie dobrze, naprawdę...byliśmy w podobnej sytuacji i to nam dało potężnego kopa w tyłek i zmobilizowało i przyniosło wiele dobrego. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło... Choć wiem, że nie jest łatwo, łatwiej napisać a gorzej wprowadzi w życie ale dacie radę! Trzymamy kciuki. Pozdrawiam ciepło, K.
I ja przybiegłam z kciukami, żeby pocieszać. W styczniu zepsuł się nam samochód i piec, którym ogrzewamy dom. A ja tylko pracuję. Mąż właśnie dołączył do nas wracając z emigracji ;). I nagle ...wszystko zmieniło się o 180 stopni. Samochodowa i piecowa sprawa rozwiązana, a mąż właśnie dostał pracę (może nie szczyt marzeń ale jakiś grosz z tego będzie). I to wszystko we Wrocławiu :)) A więc nie martw się, bo wszystko może się zdarzyć a szczęście czycha za rogiem :)
Asia, ogromnie mi przykro, ale bądźcie dobrej myśli. Najgorsze to chyba umartwiać się. Wiem to po sobie. Jestem mocno z Wami myślami i ślę pozytywne myśli. To może zabrzmieć górnolotnie, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Ja już to wiem (od niedawna), że pewne rzeczy dzieją się tylko dlatego, żeby było lepiej. I wierzę w to ogromnie, że i u Was chwilowo "zła karta" szybko się odwróci.
czasem to dobry bodziec do zmian. Wiem, że pewnie teraz na to wszystko inaczej patrzysz, ale poukłada się! Może z pracą nie jest łatwo, ale nie ma takiej sytuacji, z której nie dałoby się jakoś wybrnąć!
My również jesteśmy z Wami, nie ma rzeczy nie możliwych i wszytsko co sie dzieje ma jakis ukryty sens .. trzeba spaść na dół aby wyjść znowu pod górkę. Im dłuższa droga tym piekniejsze widoki na mecie ;)
och, przestraszyłaś mnie, w pierwszej chwili pomyślałam, że Was jakieś choróbsko dopadło, na szczęście nie :) wiem, jak to jest się szarpać długo i nie mieć chwili wytchnienia od problemów, tak jak napisałaś, wiem, jak to jest się bać, ale wiem też, że to wszystko przemija, że znowu jest dobrze, że daje się sobie radę i potem człowiek tylko myśli, no i po co ja taka głupia byłam i tak się zamartwiałam niepotrzebnie :D dobrze, zobaczysz, będzie dobrze :)
Może to dziwnie zabrzmi: cieszcie się tym czasem. Może spacer w parku we dwoje, jak za dawnych lat? Kawa w południe? Nocny maraton filmowy, bo na drugi dzień można odespać. Dzieci będą przeszczęśliwe gdy oboje rodziców odbierze ich ze szkoły/przedszkola. Oczywiście w międzyczasie szukanie pracy, ale nie trzeba tego czasu spisać na stracony. Każdy dzień jest ważny, nawet ten bez pracy. I można zrobić wiele rzeczy na które od dawna nie było czasu, razem. Do czasu powrotu na etat :-) Takie jest moje doświadczenie. Pozdrawiam. Wszystko będzie dobrze :-) Acha i nie od dziś wiadomo, że świetne pomysły i najlepsza kuchnia powstawały w czasach tzw. "zaciskania pasa" ;-)
damn. my trzęsiemy portkami od miesięcy, bo u M. cięcia i cięcia, takie oczekiwanie, czy padnie na nas też :/ ale Asiu, będzie dobrze, poukłada się stopniowo - może nie dziś i nie jutro, ale za tydzień, dwa, miesiąc. dacie radę, głęboko w to wierzę!
W życiu jest tak ,że kiedy myślisz ,że spotkało Cie najgorsze , po jakimś czasie możesz dojść do wniosku,że nic lepszego nie mogło Cie spotkać... w listopadzie ja mąż nasz synek i nowe dziecię jeszcze nie narodzone ,zostaliśmy wyproszeni z domu rodziny mojego męża, za co..a no za to że chcieliśmy żyć po swojemu, że chci eliśmy więcej niże to co jest, za to że mamy swój pomysł na wychowanie dzieci..itp historia powtarzalna jak świat długi i szeroki I w tamtym momencie po długich nocnych rozmowach mieliśmy wrażenie ze to koniec ...co dalej z nami... bo więcej winy mojej niż jeo ,w końcu co jego rodzina...co z nami i co miedzy nami ... przetrwaliśmy -tak Jak wy przeprowadzilismy sie do noweo mieszkania, kredytu nie ma ale jest opłata za wynajem...pracuje tylko mąż, zaciskamy pas, ale dziś wiem ,że to co sie stało było najlepszym co molo się stać-po pierwsze niesamowicie nas wzmocniło, nas i naszą miłość, po drugie przyniosło spokój( mimo topniejący funduszy... )ale to co najważniejsze takie kopy w d...dają masę energii jeśli jest się razem i wzajemnie wspiera wymyślając coraz to nowe rozwiązania ! wam też się uda ,może to czas na uruchomienie marzeń ...czas zmian nigdy nie jest czasem złym ,o ile znajdzie się siły na dostrzeżenie nowych perspektyw, trzymam mocno kciuki za Was ,wierna czytelniczka ;)
Przykre to straszliwie... Nie wiem właściwie jak pocieszyć a wiadomo, chciałabym jakoś... W każdym razie dacie radę - nie macie wyjścia! Dla mnie zawsze i w każdej sytuacji oparciem jest Bóg.
Zmartwiliśmy się bardzo, ale jesteśmy pewni, że dacie radę! Pamiętajcie, że nic bez przyczyny się nie dzieje. Będzie dobrze. To pewne! Trzymajcie się razem!
Kochane dziewczyny dziękuję Wam za wszystkie słowa otuchy. Potrzebowałam tego by ktoś utwierdził mnie w przekonaniu, że musi być dobrze. Jestem świadoma tego, że po burzy wychodzi słońce. I takie słońce cieszy dwa razy mocniej... muszę tylko teraz tę burzę przetrwać. Dziękuję jeszcze raz.
Asieńko, to okropna wiadomość... kolejna taka.. Zewsząd podcinają ludziom skrzydła - pracodawcy bez wyobraźni. Wiem jak to jest stracić grunt pod nogami i stabilizację. Trzymamy się i odrzucamy czarne myśli. Szukamy, szukamy i nie poddajemy się, niedługo wyjrzy Słońce - będzie dobrze, musi być :)
I ja się przyłączę.Wiem co możesz czuć.I też jestem zdania,że nic nie dzieje się bez przyczyny.Tak najwidoczniej miało być. U mnie też jakiś czas temu nie było kolorowo i to na wieluuu płaszczyznach.Przeczekałam,pocierpiałam i teraz wiem,że było warto.Jesteście tak pozytywną rodzinką,że na pewno wszystko będzie dobrze bo z takim nastawieniem się o wiele lepiej żyje.Ja mam odwrotnie,zawsze się zamartwiam,dołuje co będzie itd.Kiedy ja ciągnę w dół mój mąż ciągnie w górę.I tak wychodzimy na prostą. Tak jak piszesz,po burzy musi wyjść słońce i u Was na 100% tak będzie!!!
Hej. Nie bedzie zle. My mieszkamy za granica (partner i 2 dzieci w wieku Twych dziewczynek). 2 lata temu okazalo sie, ze jest powaznie chory. Zdiagnozowanie trwalo 3 miesiace, podczas ktorych nie pracowal. Okazalo sie, ze cierpi na zzsk, nieuleczalna chorobe genetyczna. Nie bylo zbyt ciekawie. Nie mamy tu zadnej rodziny, absolutnie nikogo do pomocy, do najblizszych znajomych 2 godziny jazdy autem (przy dobrych wiatrach). Mlodszy syn mial wtedy 8 miesiecy. Lipa:((( Dosyc dlugo nie pracowal, ja do pracy nie moglam isc, bo nie mialam z kim zostawic dzieci, do tego mlodszy mial silna alergie na bialka mleka i inne pokarmy (wiec na cycu 2 lata), atopowe zapalenie skory. Ale udalo sie. Partner dzis jest na leczeniu biologicznym i wrocil do pracy w niepelnym wymiarze godzin, a poniewaz mieszkamy w panstwie, ktore oferuje dosc dobra pomoc socjalna przezylismy:) Trzymam kciuki i wierze, ze uda Wam sie:)
kochana, przytulam mocno. strasznie mi przykro, ale wierzę, że dacie radę. jesteśmy z wami.
OdpowiedzUsuńto jest taki kraj parszywy, gdzie się chcącym, pracowitym i młodym kłody pod nogi rzuca. taka moja smutna diagnoza stanu rzeczy. ech...idzie wiosna, głowa do góry. resztę wyślę na @.
Asiulek! głowa do góry!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPrzecież zaczęliście nowe życie , dlatego praca też będzie nowa!!!!!!
Ściskam i bardzo bardzo rozumiem i wspieram ;-))))
Dacie radę, powodzenia!
OdpowiedzUsuńbylam w Twojej skorze zeszly rok... ciezko bylo bardzo ale to nie koniec swiata...mimo ze pracowalam to i tak to nie starczalo...bylam wsciekla znerwicowana...a potem okazalo sie ze babcia ktora z nami mieszka i opiekuje sie dzieckiem ma raka.. jak myslalam ze jest tragicznie okazuje sie ze moze byc jeszcze gorzej....tak wiec ZDROWIE najwazniejsze reszta sie ulozy zobaczyc...
OdpowiedzUsuńNie łam się dacie rade.Jeszcze tak niedawno u nas było podobnie i teraz wychodzimy na prostą,wam też się uda.Trzymamy kciuki.Ściskamy ;rodzina Czerników:-)
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się. Na pewno coś się znajdzie!
OdpowiedzUsuńOj, kiepsko :( Na pocieszenie moge zaprosić do mojego candy, terapia kolorem? ;)) Sciskam! No i to sie napewno ułoży, może nawet wyjdzie z tego cos dobrego, lepszego?
OdpowiedzUsuńWszystko będzie dobrze, głęboko w to wierzę. Nie załamujcie się tylko. Też byliśmy w takiej sytuacji 4 lata temu, kiedy Ida miała 10 miesięcy, ja byłam na urlopie wychowawczym, a D. został zwolniony. W mniejszym mieście w którym o pracę jest bardzo ciężko. A Wrocław to duże miasto. I przez to teraz będziemy mieszkać "na wsi".
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się ciepło :)
Asiu :)oj nie za ciekawie się zrobiło :( ale głowa do góry, trzeba myśleć pozytywnie, wszystko się ułoży zobaczysz. trzymaj się, goroco was pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKochana
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, naprawdę...byliśmy w podobnej sytuacji i to nam dało potężnego kopa w tyłek i zmobilizowało i przyniosło wiele dobrego.
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło...
Choć wiem, że nie jest łatwo, łatwiej napisać a gorzej wprowadzi w życie ale dacie radę!
Trzymamy kciuki.
Pozdrawiam ciepło,
K.
I ja przybiegłam z kciukami, żeby pocieszać. W styczniu zepsuł się nam samochód i piec, którym ogrzewamy dom. A ja tylko pracuję. Mąż właśnie dołączył do nas wracając z emigracji ;). I nagle ...wszystko zmieniło się o 180 stopni. Samochodowa i piecowa sprawa rozwiązana, a mąż właśnie dostał pracę (może nie szczyt marzeń ale jakiś grosz z tego będzie). I to wszystko we Wrocławiu :)) A więc nie martw się, bo wszystko może się zdarzyć a szczęście czycha za rogiem :)
OdpowiedzUsuńAsia, ogromnie mi przykro, ale bądźcie dobrej myśli. Najgorsze to chyba umartwiać się. Wiem to po sobie. Jestem mocno z Wami myślami i ślę pozytywne myśli. To może zabrzmieć górnolotnie, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Ja już to wiem (od niedawna), że pewne rzeczy dzieją się tylko dlatego, żeby było lepiej. I wierzę w to ogromnie, że i u Was chwilowo "zła karta" szybko się odwróci.
OdpowiedzUsuńBuziaki! Trzymajcie się ciepło!
czasem to dobry bodziec do zmian. Wiem, że pewnie teraz na to wszystko inaczej patrzysz, ale poukłada się! Może z pracą nie jest łatwo, ale nie ma takiej sytuacji, z której nie dałoby się jakoś wybrnąć!
OdpowiedzUsuńMy również jesteśmy z Wami, nie ma rzeczy nie możliwych i wszytsko co sie dzieje ma jakis ukryty sens .. trzeba spaść na dół aby wyjść znowu pod górkę. Im dłuższa droga tym piekniejsze widoki na mecie ;)
OdpowiedzUsuńsciskamy mocno :*
och, przestraszyłaś mnie, w pierwszej chwili pomyślałam, że Was jakieś choróbsko dopadło, na szczęście nie :) wiem, jak to jest się szarpać długo i nie mieć chwili wytchnienia od problemów, tak jak napisałaś, wiem, jak to jest się bać, ale wiem też, że to wszystko przemija, że znowu jest dobrze, że daje się sobie radę i potem człowiek tylko myśli, no i po co ja taka głupia byłam i tak się zamartwiałam niepotrzebnie :D dobrze, zobaczysz, będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńMoże to dziwnie zabrzmi: cieszcie się tym czasem. Może spacer w parku we dwoje, jak za dawnych lat? Kawa w południe? Nocny maraton filmowy, bo na drugi dzień można odespać. Dzieci będą przeszczęśliwe gdy oboje rodziców odbierze ich ze szkoły/przedszkola. Oczywiście w międzyczasie szukanie pracy, ale nie trzeba tego czasu spisać na stracony. Każdy dzień jest ważny, nawet ten bez pracy. I można zrobić wiele rzeczy na które od dawna nie było czasu, razem. Do czasu powrotu na etat :-) Takie jest moje doświadczenie. Pozdrawiam. Wszystko będzie dobrze :-) Acha i nie od dziś wiadomo, że świetne pomysły i najlepsza kuchnia powstawały w czasach tzw. "zaciskania pasa" ;-)
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki, macie w sobie tyle dobrej energii, że musi być dobrze!
OdpowiedzUsuńdamn. my trzęsiemy portkami od miesięcy, bo u M. cięcia i cięcia, takie oczekiwanie, czy padnie na nas też :/ ale Asiu, będzie dobrze, poukłada się stopniowo - może nie dziś i nie jutro, ale za tydzień, dwa, miesiąc. dacie radę, głęboko w to wierzę!
OdpowiedzUsuńW życiu jest tak ,że kiedy myślisz ,że spotkało Cie najgorsze , po jakimś czasie możesz dojść do wniosku,że nic lepszego nie mogło Cie spotkać... w listopadzie ja mąż nasz synek i nowe dziecię jeszcze nie narodzone ,zostaliśmy wyproszeni z domu rodziny mojego męża, za co..a no za to że chcieliśmy żyć po swojemu, że chci eliśmy więcej niże to co jest, za to że mamy swój pomysł na wychowanie dzieci..itp historia powtarzalna jak świat długi i szeroki I w tamtym momencie po długich nocnych rozmowach mieliśmy wrażenie ze to koniec ...co dalej z nami... bo więcej winy mojej niż jeo ,w końcu co jego rodzina...co z nami i co miedzy nami ... przetrwaliśmy -tak Jak wy przeprowadzilismy sie do noweo mieszkania, kredytu nie ma ale jest opłata za wynajem...pracuje tylko mąż, zaciskamy pas, ale dziś wiem ,że to co sie stało było najlepszym co molo się stać-po pierwsze niesamowicie nas wzmocniło, nas i naszą miłość, po drugie przyniosło spokój( mimo topniejący funduszy... )ale to co najważniejsze takie kopy w d...dają masę energii jeśli jest się razem i wzajemnie wspiera wymyślając coraz to nowe rozwiązania ! wam też się uda ,może to czas na uruchomienie marzeń ...czas zmian nigdy nie jest czasem złym ,o ile znajdzie się siły na dostrzeżenie nowych perspektyw, trzymam mocno kciuki za Was ,wierna czytelniczka ;)
OdpowiedzUsuńPrzykre to straszliwie... Nie wiem właściwie jak pocieszyć a wiadomo, chciałabym jakoś... W każdym razie dacie radę - nie macie wyjścia! Dla mnie zawsze i w każdej sytuacji oparciem jest Bóg.
OdpowiedzUsuńZmartwiliśmy się bardzo, ale jesteśmy pewni, że dacie radę! Pamiętajcie, że nic bez przyczyny się nie dzieje. Będzie dobrze. To pewne! Trzymajcie się razem!
OdpowiedzUsuńKochane dziewczyny dziękuję Wam za wszystkie słowa otuchy. Potrzebowałam tego by ktoś utwierdził mnie w przekonaniu, że musi być dobrze. Jestem świadoma tego, że po burzy wychodzi słońce. I takie słońce cieszy dwa razy mocniej... muszę tylko teraz tę burzę przetrwać. Dziękuję jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńmocno mocno trzymam kciuki ja tez miałam prace mieć a nie mam wszystkie plany moje poszły gdzieś ech... wiem co czujesz
OdpowiedzUsuńAsieńko, to okropna wiadomość... kolejna taka.. Zewsząd podcinają ludziom skrzydła - pracodawcy bez wyobraźni. Wiem jak to jest stracić grunt pod nogami i stabilizację. Trzymamy się i odrzucamy czarne myśli. Szukamy, szukamy i nie poddajemy się, niedługo wyjrzy Słońce - będzie dobrze, musi być :)
OdpowiedzUsuńI ja się przyłączę.Wiem co możesz czuć.I też jestem zdania,że nic nie dzieje się bez przyczyny.Tak najwidoczniej miało być.
OdpowiedzUsuńU mnie też jakiś czas temu nie było kolorowo i to na wieluuu płaszczyznach.Przeczekałam,pocierpiałam i teraz wiem,że było warto.Jesteście tak pozytywną rodzinką,że na pewno wszystko będzie dobrze bo z takim nastawieniem się o wiele lepiej żyje.Ja mam odwrotnie,zawsze się zamartwiam,dołuje co będzie itd.Kiedy ja ciągnę w dół mój mąż ciągnie w górę.I tak wychodzimy na prostą.
Tak jak piszesz,po burzy musi wyjść słońce i u Was na 100% tak będzie!!!
Bardzo Ci współczuję. Ale wierzę, że nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło :-)
OdpowiedzUsuńBądźcie dobrej myśli wszystko się ułoży :-)
Hej. Nie bedzie zle. My mieszkamy za granica (partner i 2 dzieci w wieku Twych dziewczynek). 2 lata temu okazalo sie, ze jest powaznie chory. Zdiagnozowanie trwalo 3 miesiace, podczas ktorych nie pracowal. Okazalo sie, ze cierpi na zzsk, nieuleczalna chorobe genetyczna. Nie bylo zbyt ciekawie. Nie mamy tu zadnej rodziny, absolutnie nikogo do pomocy, do najblizszych znajomych 2 godziny jazdy autem (przy dobrych wiatrach). Mlodszy syn mial wtedy 8 miesiecy. Lipa:((( Dosyc dlugo nie pracowal, ja do pracy nie moglam isc, bo nie mialam z kim zostawic dzieci, do tego mlodszy mial silna alergie na bialka mleka i inne pokarmy (wiec na cycu 2 lata), atopowe zapalenie skory. Ale udalo sie. Partner dzis jest na leczeniu biologicznym i wrocil do pracy w niepelnym wymiarze godzin, a poniewaz mieszkamy w panstwie, ktore oferuje dosc dobra pomoc socjalna przezylismy:) Trzymam kciuki i wierze, ze uda Wam sie:)
OdpowiedzUsuń