O tej wizycie mówiło się od dawna.
Mniej więcej w okolicach wiosny padł pierwszy pomysł wizyty Asi
Mamy Zosi i Hani wraz z Zosią, Hanią i Mężem w naszych progach.
Szczerze – trochę nie wierzyłam, że zdecydują się przyjechać.
Dlatego ucieszyłam się bardzo gdy około dwa miesiące temu padł
pierwszy konkretny termin odwiedzin. Obawiałam się, fakt, jak
pomieścimy się wszyscy w naszych 2 pokojach… jak ogarniemy
wszystko na 52 m2 no i co zrobimy jeśli będzie padać…
Asia Mama Zosi i Hani wraz z Zosią,
Hanią i Mężem mieli przyjechać do nas w piątek 12 października
na śniadanie. Niestety los spłatał im małego figla i po długiej
podróży dotarli dopiero w porze podwieczorku. Czekaliśmy na Nich z
Antosiem od rana, szykowaliśmy pościel, ścieraliśmy kurze,
myliśmy podłogę.. wszystko miało być idealnie przygotowane. Po
południu Antoś poszedł na drzemkę i o dziwo obudził się w
średnim humorze – płaczliwy i rozdrażniony snuł się po
mieszkaniu i wyglądało na to, że humor nie specjalnie Mu dopisuje.
Na szczęście wraz z przyjazdem Gości nastrój ten zmienił się o
180 stopni – Antoś dzielnie kroczył z windy przez korytarz
zapraszając Zosię i Hanię do swojego domku i pokazując Im gdzie i
jak mieszka, czym się bawi, etc.
Tym samym zaczął się weekend.
Dzieciaki latały zadowolone. Ciężko było je położyć –
szczególnie, że wszystkie spały w tym samym pokoju. Do historii
przejdzie chyba opowieść o tym, jak Antoś, ledwo żywy, słania
się na nogach i próbuje zasnąć na co Hania pyta Go zaczepnie
„Antoś!! Śpisz???” W tym momencie Antoś balansujący na
krawędzi jawy i snu podrywa się i ostatkiem sił mówi „Nieeeee”.
I tak w kółko. Jakieś pięćdziesiąt razy. Sama nie wiem, które
pierwsze odpuściło…
Sobota i niedziela minęły nam bardzo
szybko. Poszliśmy na długi spacer do Łazienek Warszawskich, gdzie
spotkaliśmy wiewiórki, kaczki, pawie i …sarnę. Pogoda dopisała
także mieliśmy szansę podziwiać piękną polską tegoroczną
jesień. Byliśmy w Centrum Nauki Kopernika, w Czułym Barbarzyńcy
(więcej o tym, w kolejnym poście), na starówce i Krakowskim
Przedmieściu. Czas mijał niemiłosiernie szybko. Nie wiem kiedy z
piątkowego podwieczorku nagle zrobiła się pora niedzielnej
kolacji, a tym samym czas pożegnania. Smutno było się rozstawać…
pozostaje tylko nadzieja, że weekend ten był pierwszym z serii
wspólnie spędzanych weekendów. W Warszawie. Albo gdziekolwiek
indziej. Kitty
A po mój wpis gościnny u Kitty zapraszam TU.
uwielbiam takie sytuacje, gdzie wirtualne życie przechodzi do realu !!!
OdpowiedzUsuńoby Antoś, Zosia i Hania częściej namawiali rodziców na wspólne spotkania :D
Pięknie :)
OdpowiedzUsuńTo jak następne spotkanie we Wrocławiu? :)
Fajnie, że się podobało. ;-) No ja też zapraszam na Mazowsze!!!
OdpowiedzUsuńFajnie spędziliście weekend :)
OdpowiedzUsuńo tak, takie spotkania to czysta przyjemność :) fajnie!
OdpowiedzUsuń