A więc jak jest? Jest już dobrze chociaż następnego dnia wyglądało to jeszcze gorzej niż po samym oparzeniu. Wielkie, odstające bąble na całej dłoni zmusiły nas jednak do wizyty w szpitalu, która to ściągnęła nas na ziemię i przestaliśmy być rodzicami " na luzie". Pani doktor na izbie przyjęć nie pozostawiła na nas suchej nitki i dostało nam się nieźle za brak natychmiastowej reakcji. Czułam się jak dziecko na dywaniku u dyrektora, w dodatku ten wzrok Pani doktor, która od razu nas zaszuflatkowała jako młodych, nieodpowiedzialnych i mających wszystko gdzieś rodziców...Ech to nie była miła wizyta. Skończyło się na szczęście happy endem i teraz tylko codziennie męczymy dziecko kąpielami w szarym mydle i zmianą opatrunku. Hania pięknie się do jednoręczności przystosowała, chociaż uparcie próbuje się pozbyć swojej osobistej kukiełki po kilka razy dziennie :) Będzie dobrze!!!
p.s Dziękuje Wam za wszystkie zaciśnięte kciuki i słowa otuchy. Cudownie, że jesteście ze mną w takich chwilach.
A teraz apel do wszystkich rodziców: jeśli kiedykolwiek wasze dziecko poparzy się wylewając coś na siebie lub dotykając rozgrzanego przedmiotu pierwsze co należy zrobić do schłodzić miejsce co najmniej 10 min zimną wodą - te 10 min sprawi, że schłodzimy tę warstwę poparzenia, która znajduje się pod skórą. I to jest najważniejsze!! Następnie należy natychmiast udać się do szpitala, "nawet ze śpiącym dzieckiem pod pachą" i pozwolić działać fachowcom. Nie natłuszczamy powierzchni, nie psikamy pantenolem ( podobno nadaje się tylko na poparzenia słoneczne, nie głębiej), nie wkładamy zmrożonych przedmiotów ( zbyt duża różnica temperatur i można uszkodzić skórę). Jeśli dziecko jest grubo ubrane i wyleje na siebie wrzątek zostawiamy dziecko w ostatniej warstwie przylegającej do skóry i tak schładzamy. Nie wolno ściągać ostatniej warstwy ubrania dlatego, że może być przywarta do poparzonego naskórka, który wyrwiemy ściągając np podkoszulek.I oby nigdy do takich sytuacji nie doszło...
poniedziałek, 15 sierpnia 2011
Jednoręki bandyta
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Strasznie się cieszę, że będzie dobrze!!! Niech się szybko goi! Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za kukiełkę :-)
OdpowiedzUsuńjakie radosne oczy:)
OdpowiedzUsuńOBY NIGDY WIĘCEJ KUKIEŁEK &&&&&&&&&&
Na szczęście na maluchach goi się szybciutko. Ami też miała kilka miesięcy temu oparzenie na szyi. Bardzo brzydko to wyglądało. Był duży żółty pęcherz. Smarowałam aloesem i teraz jest tylko różowawa plama.
OdpowiedzUsuńOjej Słodko i strasznie za razem. Niech się szybciutko goi.
OdpowiedzUsuńO, dobrze, że poszłaś do lekarza, Śliczności z pacynką na łapce, zdrówka życzę :))
OdpowiedzUsuńUff.. no to kamień z serca :* :* :* bardzo się cieszę, że już będzie dobrze :))) Hanusia to dzielna mała kobietka :* jak byś miała ochotę, to zapraszam do mnie, na slifka-robaczyfka.blogspot.com :) pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńOooojooooooo...jaka rączkowa kukieeełkaaa:D
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko się dobrze skończyło.
Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. I oby nigdy więcej takich historii :)
OdpowiedzUsuńSama przeszłam też "suszenie głowy" przez lekarza więc wiem o czym mówisz.
Życzę zdrówka i pozdrawiam!
Współczuję Wam strasznie tego wypadku. I współczuję tej wizyty w szpitalu.
OdpowiedzUsuńDobrze, że malutka powoli dochodzi do siebie. Nie wyobrażam sobie, co musieliście czuć, gdy do tego doszło.
I dzięki za informacje o postępowaniu w przypadku poparzeń. Obym nigdy nie musiała z nich korzystać!
Ale lepiej wiedzieć.
jedna z poprzedniczek napisała o aloesie.Podpisuję się pod tym , bardzo łagodzi bliznę,rozjaśnia.Sama stosowałam i nie ma śladu po oparzeniu.Wracaj do zdrówka kruszyno :)
OdpowiedzUsuńBiedne słoneczko :( Ech, żeby takie sytuacje można było przewidzieć, własną rękę położyć w zamian na piekarniku, z łóżka spaść samemu, a dziecko ochronić przed wszystkim... Obyście jak najszybciej o wszystkim zapomnieli, Wy i Hania. Ściskam!
OdpowiedzUsuńNiech łapka szybko wraca do zdrowia!!!
OdpowiedzUsuńSzybkiego gojenia. Śliczne te radosne Oczka!
OdpowiedzUsuń