niedziela, 5 grudnia 2010

Rodzinnie

Pisałam już jak ja lubię takie dni? Kiedy spędzamy je we czwórkę?...Dziś znów był taki cudowny dzień. I choć mróz szczypał w nosy( i w ręce bo starsze dziecię płakało po godzinie, że ją rączki bolą- mama założyła cienkie rękawiczki!!!) było tak miło, na sercu ciepło i świątecznie. Była karuzela, która troszkę za szybko się kręciła, były bajkoczytacze z pięknymi baśniami i renifery mikołaja, były pierogi wileńskie z kapustą i grzybami( matka tylko się oblizywała) oraz pieczone kasztany. Wróciłam pamięcią do wycieczek do Brna kiedy to pierwszy raz spróbowałam pieczonego kasztana. Dziś też się odważyłam. Hania spokojnie śpi więc dopisuję je do listy przyjaznych produktów. No i był lizak miodowy, którego Zosia wyżuliła od Pani na stoisku ze świecami miodowymi, gdy zaczęła konsumować miodowego aniołka. Pani przerażona, że dziecię zje świeczkę wręczyła jej lizaka. 
 
 
 
 
 
 

6 komentarzy:

  1. Pieczone kasztany! A wiesz, że swoje pierwsze tez jadłam w ziemie? Moje były kupione od pani na targu i tam właśnie zjedzone :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie sympatyczne zdjęcia! Wyglądacie z Hanią przeuroczo.

    Nigdy nie jadłam pieczonych kasztanów. :/ Smakują jak co?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kuchareczka: Te z Brna, moje pierwsze też były zimowe. To chyba taki sezon na pieczone kasztany.

    dragonfly: Dzięki. A kasztany musisz spróbować jak nadarzy się okazja...smakują trochę jak ziemniaczki z ogniska :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ooooo nasz Wrocław kochany :))) takie chwile są bezcenne i najważniejsze.
    ps. podczytuję Was od jakiegoś czasu, jeżeli masz ochotę Asiu, to zaproszę do nas ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. mila : czekam więc na zaproszenie :P

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...